Licho to wygląda.
Ruchu sporo (jak na osobę pracującą również w weekendy, zachód słońca o 19 i deszcze) - przejechałam we wrześniu 580 km. Oprócz tego spacery, truchtanie, domówki... nie było źle. Żarełko zdrowe ale...
zjedzone więcej niż spalone. Niestety. No i słodycze. Przeklęte...
Ale to nic. Wstaje z kolanek, otrzepuję się i ruszam do boju w październiku!
HOWK!