Trzysta gramów. Słownie: trzy-sta. Tyle, całe tyle schudłam, ganiając przez trzy tygodnie jak ten Zatopek na siłownię. Zumby, srumby, bieżnie i co? I trzysta gramów. Noż cholera by to wzięła!
I żebym się chociaż obżerała tortami, zasysała czekoladę, pochłaniała pączki przez osmozę - no ale nie! Grzecznie: owsianeczki, warzywa (na parze) w szalonych ilościach, chude mięsko, z rzadka kanapka, czasem owocek. (No dobrze, i wino w weekendy, tak zupełnie bez wina to jednak nie da rady - ale też mało i grzecznie, czerwone wytrawne).
I trzysta gramów. Wychodzi sto gramów na tydzień. Z przeproszeniem - mniej niż jedna wizyta w toalecie. Jak żyć, panie premierze?
Do tego wszystkiego wkurzył mnie lekarz ("Alergia? Wykluczone, przecież we wrześniu nic nie pyli, to katar zwykły" - taaaak, i od tego kataru cieknie mi z oczu, swędzi na podniebieniu i wyskakuje wysypka, tak, panie doktorze. Tyle, że nie), skierowanie do specjalisty wyszarpałam cudem. Ja nie wiem, im płacą na koniec miesiąca za każdy zachowany, niewypisany druczek, czy jak?
No ale żeby nie było, że tylko marudzę: brzucha jakby jednak trochę mniej. A cycków znacząco mniej, doprawdy, droga naturo, nie śmieszy mnie ten dowcip. Nie dogadamy się w ten sposób.
Plus nowa książka: Kate Fox wyjaśnia, dlaczego prawdziwy Anglik czekając sam na przystanku na autobus ustawi się w przyzwoitą, jednoosobową kolejkę. I czemu lepiej nie mówić "serviette". Cymesik, polecam.
Leirion
30 września 2014, 18:58Waga moze nei spada, bo mięśnie się tworzą. To dobrze, bo one pomagają spalać tłuszcz. A ze skierowaniami to jest jakoś tak, że lekarze płaca za te badania czy coś - dlatego nie dają skierowąń. Jak to się dokladni eodbywa to nie wiem, ale na pewno w gre wchodzi jakiś totalny bezsens