Śniło mi się, że byłam w Afryce. A w Afryce jak to w Afryce: ciepło, miło i surykatki popylały po opłotkach, grzejąc tyłki na słońcu. (A ja szłam za ich przykładem, bo wiadomo: autochtoni wiedzą, co dobre). Głodujące dzieci w Sudanie, somalijskich piratów oraz problemy Tutsi i Hutu mój mózg uznał za mało istotnie i nie umieścił ich we śnie. Umieścił za to Simbę (tak, TEGO Simbę), który czekał na coś, co ma wyjść zza rogu - i wszyscy wiedzieli, że to będzie Mufasa - no i się obudziłam.
I jak ja mam mieć w takich przypadkach dobry humor od rana, co?
Poza tym przez dwa dni robiłam suszone pomidory, nie ma jak wymyślić sobie zajęcie na czas diety. Co dalej? Zabiorę się za ręczny wyrób czekolady?
(Czekolada! Jaką Milka wypuściła czekoladę! Mleczną nadzianą słonymi preclami, przebija ją tylko belgijska z masalą, oczywiście, że zeżarłam, ale tylko dwie kostki, więc się nie liczy).
Z seriali: Orange is the New Black, czyli jakie problemy można mieć w damskim więzieniu w USA. Otóż potwierdza się stara prawda życiowa: duże, jeśli narazisz się KUCHARCE. Polecam, bo przeurocze.