Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O mięśniach, pomarańczy i amerykańskich naukowcach


Coś mówiłam o niemaniu mięśni w pośladkach? No to potwierdzam. Zwłaszcza nie mam tych, co nimi macha pani na zumbie. (Chociaż ona to podejrzewam, że i w cyckach ma mięśnie, bo żeby tak zatrząść klatą, to sam tłuszcz na pewno nie wystarczy, o nie). 

Poza tym dostałam dziś chcicę na pomarańczę. Ale taką chcicę, jakbym przez miesiąc nic nie jadła i zobaczyła pieczonego kurczaka - tak się rzuciłam na owoc. Jechałam sobie rowerem do domu, gdy mój mózg powiedział: POMARAŃCZA, KRETYNKO! I pisk hamulców, w tył zwrot, siup do Biedronki. Oczywiście, że wybrałam największą pomarańczę. I ledwie wyszłam ze sklepu, dosłownie pół metra od drzwi się na tę pomarańczę rzuciłam z obłędem w oczach. Jak dziecko z Sudanu na wodę. Ludzie na wszelki wypadek obchodzili mnie po łuku, nie rozumiem dlaczego.

Oczywiście mam swoją teorię a propos pomarańczy (bo przecież na wszystko mam teorię). Po prostu zabrakło mi jakiegoś ważnego składnika odżywczego, który w tym owocu się znajduje, i wkurzony metabolizm kazał mózgowi działać, bo jak nie, to.

To nawet pasuje do tych badań, o których kiedyś czytałam - za cholerę nie pamiętał kto je robił, więc niech będzie, że amerykańscy naukowcy. Więc wzięli oni ileś tam dzieciaków - takich małych, co to "ga-ga", "gu-gu" i "NIE" potrafią powiedzieć i pozwolili im się przez jakiś czas (ze trzy tygodnie?) odżywiać, czym chcą. Przy czym dali im całkiem spory wybór. A mamusie miały tylko patrzeć, czy pociecha nie ładuje sobie przypadkiem Kreta czy innego Domestosa do gęby. No i okazało się, że dzieciary żarły fazami. Na przykład przez tydzień boczuś. Albo przez tydzień marcheweczka. Albo przez dwa dni ziemniaczki i absolutnie nic do nich, a potem tylko chlebek z keczupem. I tak dalej. Ale potem, gdy po zakończonym eksperymencie zbadali te młode, to wyszło, że były doskonale odżywione. A gdy zbadali jadłospis każdego z osobna, to okazało się, że gówniarzeria sobie całkiem mądry plan żywieniowy intuicyjnie ustawiała i gdy miała np. niedobór witaminy C, to wpieprzała te natki pietruszki czy czegoś tam, co ma jej dużo.

Tylko, kurczę, ja się poważnie boję, że gdyby mi tak pozwolić przez trzy tygodnie, to mój organizm mógłby ze sporym prawdopodobieństwem uznać, że trzeba uzupełnić ten zatrważający niedobór czekolady. I eklerów. I gofrów. 

Więc może lepiej nie?

PS: A służby archeo nadal kopią. Ale zaczynają też romansować.

  • kronopio156

    kronopio156

    10 września 2014, 23:52

    Aż taki burdel w tym archeo mają?:> ;-)

  • AniAni

    AniAni

    10 września 2014, 20:42

    :) uśmiałam się i z poprzednich wpisów :) powodzenia w staraniach

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.