Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
O teściowych i marchewce


Czy ja coś mówiłam, że wszędzie żrą? No więc obejrzałam Star Treka, a tam bankiet. BANKIET. Jak często zdarza się bankiet na Enterprise? No właśnie. 

(Ale poza tym odcinek miodzio, mamuśka Deanny Troy była ucieleśnieniem wszystkich mamusiek. Ciekawe, czy żeby napisać taki odcinek, trzeba być po wódce czy po wizycie własnej teściowej? Czy po jednym i drugim).

Na szczęście z książek na tapecie "Błękitny manuskrypt" i tam na szczęście nie żrą (bo i nie bardzo mają co, na razie przez pięć rozdziałów leźli przez pustynię, jedni na wielbłądach, inni samochodem. Nie są to okoliczności przyrody sprzyjające wielkiemu żarciu).

Poza tym trzymam się diety dzielnie, choć nie bardzo wiem, czy dzisiejszy kawałek ciasta marchewkowego potraktować jako ciasto czy jako marchewkę. Wolę to drugie, ale nie wiem, co mój metabolizm na to. Myślicie, że da się zasugerować? ("a teraz powtarzaj za mną: to była marchewka, to była marchewka, ommm...")

W weekend pewnie mniej dzielnie będzie, ale nic to, Baśka, nic to, bo jutro Kamieniec. Znaczy ta, siłownia. Na jedno wychodzi.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.