Zwyczajnie, rozsmarowałam sobie ten twarożek na kanapkę, a potem na tę samą kanapkę spadł mi telefon. Oczywiście tą najwęższą płaszczyzną do dołu (dziękuję panu, panie Murphy, serdecznie), oczywiście ta dziurka, w którą się wkłada ładowarkę, była otwarta, oczywiście zaraz znalazła się w niej tona twarożku. Nie muszę dodawać, że tak w ogóle to było go na tej kanapce tyle, co kot napłakał, a dziurka ma dwa na dwa milimetry.
TONA twarożku!
Po czym siadła mi bateria.
Dwie godziny wydłubywałam ten złośliwy nabiał, zanim coś znowu styknęło i zaczęło działać.
Tak że ten, nawet mi się nie chciało przejmować wagą, za dużo innych złych gadżetów na głowie.
Poza tym "The Fall". Ale na razie nie serial, a film (bo tak się kończy, jak się szuka czegoś o północy). Czyli genialna szczerbata sześciolatka ze złamaną ręką, poharatany Thranduil, znaczy, tfu, Lee Pace w nieustannej depresji, plus zamaskowany bandyta, hinduski książę, Bardzo Zły Hiszpański Gubernator oraz Karol Darwin biegający w gigantycznym futrze za małpką. A do tego pełen technikolor. Rewelacja, powiadam Wam!
PS: Poszukuję fajnej zupy.
zeberka363
6 lutego 2014, 21:46ja za warzywami na patelnie też nie przepadam ... ale rozwaliłaś mnie tym telefonem :-D w życiu bym na to nie wpadła żeby go zabić twarożkiem :-D a zupa.....nie jestem za dobrą kucharką :-p
izunia199011
4 lutego 2014, 19:05Ja uwielbiam warzywa na patelnie.