Byłam dziś w centrach handlowych. Przyszła pora na prezenty świąteczne. Zaparkować nie ma gdzie, ludzi tłum, szał promocji... Same dobrze wiecie.
Ale właściwie ja nie o tym...
Chodzę i chodzę, prezenty gromadzę i weszłam do sklepu w którym standardowo idę na półkę z ciuchami dla puszystych. Standardowe kolory i kroje. Wchodzę na część z wyprzedażą i na wprost mnie wisi jedna czarna spódniczka z kontrafałdami dwiema na przodzie. Myślę, świetna ale nie mój krój. Materiał fajny, delikatny, nie wiem imitacja skóry czy coś. Patrze z miną niezadowoloną, bo przecież wiadomo, że nie na mnie i patrzę rozmiar 44. Bosko, oczywiście jedna jedyna i za mała. Ale patrzę, że jakaś duża. No gdyby była 46, to mogłabym kupić na wiosnę... No ale biorę do przymierzalni bo i tak przymierzam inną, a na przecenie ponad 50% mniej. Zakładam i okazuje się, że pas z uciskiem ale się zapina. Kontrafałdy się nie rozchodzą, dupa nie odstaje... Szok!!
Czujecie? Latem rozmiar 52, a teraz prawie dobre 44... Oczywiście kupiłam:)
Monika123kg
14 grudnia 2015, 10:31Takie zakupy cieszą :)
emdzajna
13 grudnia 2015, 21:23Najlepszy uczuć to taki kiedy myślisz, że coś jest nie dla Ciebie, a tu jednak pasuje jak ulał! Pochwalisz się spódnicą?
roogirl
13 grudnia 2015, 19:23Przyjemna historia :) Gratuluję ci bardzo. To rzeczywiście musiał być dla ciebie szok :) Co do tłoku w sklepach dzięki za ostrzeżenie, ale ja nie wychodzę :)
OchNo
13 grudnia 2015, 19:07Bardzo się cieszę! Gratulacje.