Muszę przyznać, że nie grzeszyłam zbytnio w ten weekend, ale mimo to weekendowe menu nie było wzorowe. Tak już zostanie, weekendy będą moimi cheat days... Co by nie było czuję, że przez ostatni miesiąc uporałam się z rozbitym żołądkiem, bo czuję, że jem mniej i staram się bardziej wsłuchiwać w swój organizm, jem wolniej i częściej.
Menu z dzisiaj:
I śniadanie: smoothie z banana i soku z 1 grejpfruta
II śniadanie: kanapka z pumperniklem, mixem sałat, ogórkiem i szynką
Lunch: serek wiejski z 1/2 awokado i mxem ziaren: dynia, pini, słonecznik
Podwieczorek: jabłko
kawa (x2), ziołowa herbata x 2, +/- 0,5 litra wody
W ciągu dnia wpadło kilka lukrowanych pierniczków
Pszczolka000
9 grudnia 2014, 04:08Jest okej, jadłospis w porządku według mnie ;) pozdrawiam ;)
etvita
8 grudnia 2014, 21:25Dobrze jest :) Trzymaj się
smakija4
8 grudnia 2014, 20:12oj tam, chyba nie było źle, przesadzasz:)
drlifestyle
8 grudnia 2014, 19:40Ach te Twoje pierniczki :P Menu super! Idzie coraz lepiej! :)
Muflon29
8 grudnia 2014, 19:50te pierniczki to istne dzieło szatana ;) nie przepadam za słodyczami, a przynajmniej nie mam takich ciągot, ale te wręcz wołały mnie :) Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru ;)