Zjechałam dziś paseczkiem w dół. Jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Nadal jestem na etapie mentalnym, ale wczoraj przynajmniej nie obżarłam się wieczorem. Miałam wprawdzie napadzik na słodkie, ale ponieważ moja kasa świeciła pustkami, to wymyśliłam budyń. Pycha było i się nie obżarłam, bo podzieliłam się z tatusiem. Jak mi tak dobrze w tym tygodniu poszło, to całkiem innaczej weekend się zaczyna. Tylko, że deszcz trochę kropi i to już nie jest fajnie. Będzie jeszcze niefajniej bo chymura czarna idzie i zaraz pewnie przestanie kropić i lunie.
Wczoraj wieczorem (czytaj. około 22) kiedy chciało mi się po raz kolejny napaść na lodówkę, po raz pierwszy użyłam mózgu a nie żołądka i przemówiłam sobie do rozsądku. Oby mi się częściej udawało przemawiać. Nie, nie tak. Teraz już codziennie będę tak ze sobą rozmawiać i nie będę się wieczorem obżerać. Idę rosołek gotować dla dziecka mojego (i dla mnie oczywiście też, ale mamusia ma wersję bez makaronu).
alam
6 sierpnia 2011, 09:22Startujemy z podobnego pułapu. Doskonale Cię rozumiem! Moje mentalne przygotowanie trwało dość długo. Zdążyłam znów przytyć :( Też zauważyłam, źe podstawa, to wyeliminować wieczorne żarcie! Buziaczki!
WikusiaXXL
6 sierpnia 2011, 08:21to prawda, że czasem nie doceniamy roli mózgu w odchudzaniu :) a przecież jego używanie służy odchudzaniu ;)