żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce. Chodzi o sprzątanie. Bo dzisiaj powraca małżonek. A mój małżonek jest bardzo wyczulony na punkcie porządku (nie ta jak ja). No i niestety czeka mnie sprzątanie chałupy, bo jest taki syf, że się zabić można, Kurzu meblach, to z centymetr chyba się nazbierał. No i łazienkę do porządku muszą doprowadzić.
Z drugiej strony wmówię sobie, że to taka gimnastyka hehe. Ale w sumie to się cieszę, że przyjeżdże. AHA i najważniejsze, plan na wesele osiągniety. Dziś rano waga pokazała 85,00 kg. Co nie oznacza, że poprzestaję na laurach. O co to to nie, do wesela jeszcze z kilogram zwalę.
Dla bezpieczeństwa przymierzyła dziś kieckę, bo na to wesele idę w tej co szyłam na komunię, trochę mi się w biodrach poluzowała, ale zmierzę jeszcze w piątek i zdecyduję czy nieść do zwężęnia, czy obleci.
dagma
18 czerwca 2010, 17:42Mogłabym sto razy robic inne rzeczy nawet męskie byle tylko nie sprzatanie. Za każdym razem się zmuszam bo jakoś zyc trzeba i ten syf dookoła ogarnąć.