Wlazłam ja dziś na wagę i po prostu ze szczęścia nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Waga wskazała 86,3 kg. Pewnie zeszła ze mnie woda, która zatrzymała mi się przed @ ale co tam. Przesunęłam znowu paseczek. Jestem silnie zmotywowana (fuj co za sformułowanie okropne). Bardzo się cieszę, tylko że nikomu jeszcze nie pokazuję tej radości, bo dla spotęgowania efektu zwalenia 10 kg, na co dzień noszę tzw. ubrania worki. Czyli szeroki bluzy, rozpinane sweterki. biorąc pod uwagę moje wielkie biuścidło wyglądam jak serdel. Ale jak kieckę założę to już nie. Za tydzień wielkie wejście na weselu u kuzyna. Mam nadzieję że będzie 85 (to mój cel zresztą).
Wczoraj zadzwonili do mnie z "pracy" robią imprezę integracyjną 11 czerwca. No i się zapisałam. Pić nie będę bo nie mogę, jeść też nie za bardzo ale najważniejsze że TAŃCE BĘDĄ więc wszystko inne się nie liczy. Będę tańczyć do upadłego, bo już nie pamiętam kiedy na tańcach byłam (wesela się nie liczą, bo tam się tańczy potupajki, a tu będzie prawdziwe DICHO). No to mam kolejną motywację. Muszę dżinsy jakieś na tę okazję kupić bo w moich starych tyłek mi zwisa- za duże się zrobiły, a przecież nie mogę pozwolić, żeby nikt nie zauważył że schudłam. Podjarałam się jak siuśmajtka a nie stateczna matka polka, ale co tam.