i rozpoczął się kolejny. Jak tak patrzę na szybkość przemijających dni to tak mi jakoś smutno, tak szybko mijają, że nie mogę się nimi nacieszyć. Od poniedziałku do piątku to praktycznie nie ma mnie w domu. Wychodzę o 6.30 wracam o 19.30 właściwie zjeść i spać. A co dalej. Szkoda mi dzieci, brak dla nich czasu, córka potrzebuje mnie teraz a ja nie mam czasu. Przygnębia mnie to i właśnie mam takiego doła. Tak bym chciała poświęcić Jej więcej czasu, zostaje mi tylko sobota i niedziela a do tego w sobotę jest tyle zaległej pracy w domu, że dnia nie starcza. A niedziela jestem zmęczona i nic mi się nie chce a potem dręczy mnie sumienia. I tak na okrągło. Muszę wziąć się za siebie, bo tak nie może być!!!
Z dietą nie jest źle, nie mam apetytu, więc nie ma problemu z jedzeniem tylko więcej powinnam pić, zdecydowanie za mało piję, 2-3 szklanki herbaty zielonej i tyle. Od dzisiaj postawiłam sobie butelkę wody niegazowanej i muszę ją w pracy wypić.
Gorzej z ćwiczeniami - nie chce mi się i już. Jak pomyślę o brzuszkach to mam sto innych rzeczy do zrobienia, które są natychmiast do wykonania. Za to zamiast jeździć windą to korzystam ze schodów - tylko 4 piętro, ale zawsze od czegoś trzeba zacząć.
pozdrawiam gorąco i do lepszego jutra.
boadicea
10 listopada 2009, 12:50Dziekuje za pierwszy komentarz. Jestem tu poczatkujaca wiec dopiero sie rozgladam. Trzymam kciuki rowniez i zycze wytrwalosci i duzo silnej woli!