Dziś jest ostatni dzień ważności mojego karnetu w klubie, ale żeby było zabawniej i tak nie chce mi się tam iść.
Zabraniam sobie w przyszłości kupować jakiekolwiek siłowniano-aerobikowe karnety. Generują tylko wyrzuty sumienia. W życiu udało mi się schudnąć wyłącznie na bezpłatnym bieganiu w parku i jeżdżeniu na rowerze do pracy oraz porannych 15 minutach ćwiczeń.
Nabijam się ze swoich studiów, że na nich to najtrudniejszy przedmiot to wf i angielski, jednak jak kolega uświadomił mnie o ilości prac z którymi zalegam... Czas zmienić tą prześmiewczą śpiewkę :P Wydaje mi się że te święta raczej będą bardziej naukowe niźli rodzinne. Przede mną tylko 6 prac do napisania na już, plus zobowiązałam się do sprawdzenia licencjata, plus jeszcze jakieś książki na kolosy...
BOŻE! Życie byłoby o wiele prostsze, gdybyś dał mi więcej dozy systematyczności. (Choć pewnie, kiedy Bóg rozdawał pierwiastek systematyczności, mnie nie chciało się podejść do kolejki... :D).
Na wadze wielki powrót szatańskiej liczby 66. Pewnie z uwagi na święta liczba ta przemieni się na 67...
Hebe34
30 marca 2013, 21:27;-))) Nie poddawaj się koleżanko i ucz się pilnie to i zapomnisz o żarciu ;-) Wesolych Świąt póki co ;-D