J ak to ładnie napisała Hebe, no wykończeniwka została. I co, lepiej się poddać czy doprowadzić kwestię do końca?
Nie ma co się stopować hasłami, ze już jest dobrze płynącymi na uciszanie moich narzekań. Nie ma co narzekać, tylko brać się do roboty.
Jakże pięknie zainspirował mnie (ojj... i podejrzewam - nie tylko mnie!) pamiętnik vitalijki, która moim zdaniem powinna dostać jakąś złotą odznakę odchudzania.
To chudnięcie to takie moje zboczenie (każdy ma swojego małego świra), więc skoro to stanowi przedmiot moich marzeń, spełnię je sobie.
Zmieniam cel na 55 kg należnych mi kilogramów. Daję sobie czas do ... końca 2012r? To 16 tygodni.
Z resztą, w tym rozpustnym obżarstwie nie ma nic ciekawego. Jeszcze raz powtarzam, ze są inne rozrywki w życiu.
Bieganie... wracam! Mój ty domowy aerobiku też. A rower od października niestety garażuję... ale wymieniam na weekendowy basen.
Do żarcia trzeba podejść naturalnie: śniadanie, II śniadanie, obiad i kolacja. Żadnych obżarstw północnych. Jak się wraca z imprezy idzie się spać, a się nie żre.
_____________________________________________________________
Cieszę się, ze idę na te studia. Będzie dobrze! Nowi ludzie, mój mózg wróci na tory myślowe.... i mniej tej ogłupiającej roboty :D
herbacianaa
9 września 2012, 16:22brawo : ). ej ej ej ja też chcę. i mogę. nie ma co się użalać tylko do roboty, święta racja : ))).