No kurza dupa! Jakoś nie mam w głowie tego odchudzania, ale jak mnie dopadnie to trapi i uwiera jak cholera. Daje to efekt odwrotny od zamierzonego. Więc jem.
Dajcie spokój - w pracy kosmos. Raz że roboty po uszy, ciągle można się w czymś pomylić (co też robię...), robota jest MAKASYMALNIE nudna i bezsensowna. Jestem tylko szarą maszynką do zarabiania pieniędzy grubych ryb.
W dodatku, niczym rok temu znów mam te cholerne wątpliwości co do studiów (tak wiem naprawdę nic nowego). No ale kim by tu w życiu być, żeby połączyć normalne życie z pasją i wartościową pracą? Normalne życie rozumiane na poziomie szczególnie finansowym. Chyba znowu zmienię studia.
Ponadto spięcia z mamą. Z kolei babcia to stara manipulantka ( z całym szacunkiem...) która wykorzystuje nas wszystkich w rodzinie po kolei.
Ograniczyłam palenie (serio, odpukać jest dobrze. To już nie paczka na dzień tylko 5 szlug).
I wiecie co? Mimo tego gigantycznego obżarstwa nie zgrubłam. Pewnie to dzięki rowerowi którym jeżdżę do roboty. Hm... to jedyny plus mojej pracy! Atak to no po prostu nie umiem się znowu zacząć odchudzać. 67/66 kg to moje przeznaczenie
Hebe34
6 września 2012, 18:2815kg schudłaś...sorki ;-) zawsze wykończeniówka jest najgorsza,zwłaszcza,ze się u mnie nawet na dobre nie zaczęla
Hebe34
6 września 2012, 18:27No ale chociaz schudłaś z 13 kg a ja dalej się bujam niczym wańka-wstańka ;-) pozdr
BrzydkaGrubcia
6 września 2012, 18:00Musisz sie porzadnie zomtywowac a bedzie dobrze! ;*