Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
z pola walki: najgorszy 1szy dzień nr.
1776962335467454897421 ( z dodatkami
nadzwyczajnymi)




 Ale chyba dałam radę. 

Zwłaszcza zważywszy na okoliczności. Cały czas łapię się na tym, czy już  nie ześwirowałam. Jedna osoba (tak się składa, że młoda, zajebista, rozgarnięta i po prostu.... dobra!) zmarła z dnia na dzień w mojej pracy. Na cholernie sympatyczną sepsę. Wyobraźcie sobie, do jakich paranoidalnych wniosków wszyscy dochodzą po kolei. Każdemu wydaje się, ze ma sepsę. Że zaraził znajomych i bliskich. Że juz niebawem rozłoży się w agonalnym stanie. W dodatku jeszcze sam fakt śmierci kogoś z otoczenia.... Dziś jesteś, jutro cię nie ma. Tak, ot. 

Ale ja ten tego... jestem absolutnie zdrową mloszką, której NIC nie ruszy. 

Przyziemnie, choć jak dla mnie potrzebnie. Trzeba mieć jakiś poza mikrobiologiczno - metafizyczny wymiar w życiu. Mały, głupi - kaloryczny. Ruszyłam dupę na ćwiczenia rano (mało ale to juz postęp) i klasyczny 1h rower do/z pracy. Zjedzone 2 jogurty, 1 danio, zupa pomidorowa, paczka szynki, musli. Przyprawione miliardem zestresowanych papierosów. 
  • Hebe34

    Hebe34

    20 sierpnia 2012, 17:50

    ;-DDD

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.