Praca, dom, praca, jakieś ćwiczenia...i tak dzień za dniem leci.Czasem zdarzy się jakiś lepszy dzień, czasem małżonek podk...., a idzie mu to świetnie i dzień jest wtedy gorszy. Waga po jelitówce wróciła do stanu wyjściowego, ale cóż...Zmieniają się wymiary, czuję się dobrze, dziś w deszczu też maszerowałyśmy. Jutro w planach również poranny trening...dobrze, bo upiekłam bułeczki na kolację...pyszne...
Za dwa tygodnie się nieco wyluzuję...jadę na weekendowy fitness. W sierpniu nie wypalił, to teraz pojadę. Choć finansowo jest do dupy. Należy mi się i już. Będziemy ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Mąż coś pod nosem skwarzy, ale mam to gdzieś. Wszystko podporządkować domowi, dzieciom, mężowi, a dla mnie co???
Koniec kropka-postanowione!!!
MONIKA19791979
7 października 2012, 13:48bravo-coś sie kobiecie pracującej od życia należy:))ja jak mój mały podrośnie obiecałam sobie też aktywniej spędzać czas-kijki se kupię napewno:))