Waga w miejscu, ale wiadomo...weekend czyli dietend jak to któraś z Vitalijek trafnie ujęła. Źle oczywiście nie jest, ale mogłoby być lepiej. Wczoraj tylko pochodziłam, ale za to dwa razy. Najpierw z mężem byliśmy w lesie połazić, sprawdzić czy grzybów nie ma. Dziwne uczucie...żałowałam, że na przebranie nic nie mam. Męża w głąb lasu wygoniłam a sama ścieżkami kółka zaliczałam. 3km to zawsze coś, ale biegać mi się chciało.Chyba na głodzie ruchowym byłam. Wieczorkiem z sąsiadeczką nordik-8km. Piękne zakończenie niedzieli:)
Niuńka smarkata troszkę, mam nadzieję, że się nie rozłoży-uroki żłobka:(młody też trochę ciąga nosem:(wychodzi na to, że edukacja im nie służy:)
Dziś ciężkie popołudnie mnie czeka...pracuję do 20.30:(i kiedy tu pobiegać???w drodze powrotnej do domu???Hmmm...jest to jakiś pomysł:)
MONIKA19791979
10 września 2012, 20:11edukacja im nie służy:) hewhehe dobe to