Cisnę póki mi się chce i efekty widzę. Wczoraj, pełna determinacji poszłam potruchtać. Ciężko było, po chodnikach...twardo jak diabli, ale 4,8km potuptałam:)
Dziś po lataninie w pracy miałam jechać z młodym na judo, ale odpuściłam mu jeszcze, powakacyjnie. Za to z sąsiadeczką, kijki w łapki i do lasu. Traska jak zwykle, 8kilosków, godzinka z haczykiem. Samopoczucie super!!!Zawsze zaczynam zdyszana, tchu złapać nie mogę, ale po pierwszym kilometrze mogę iść, iść i iść...byle czasu starczyło:)Szkoda, że dni coraz krótsze, coraz mniej okazji będzie,żeby się nieco poszlajać. Nie ma tego złego...może częściej wyskoczę na bieżnię???Hę???
@tuż, tuż, ale źle nie jest:)))