Od kilku dni niestety nie cieszyłam się najlepszym humorem. Sobotnie plamienie, kilkudniowy stres i zamartwianie się (co mogło z resztą przyczynić się do tych plamień) spowodowały, że nie tryskałam optymizmem. Do tego rady moich "bliskich", którzy próbowali mi mówić co mam robić, a czego nie powinnam, wszechwiedzący, wcale nie poprawiali mi nastroju. Wręcz przeciwnie, czułam się przez nich tak, jakbym była najgorszą ciężarną na świecie, wzbudzali we mnie poczucie winy i odpowiedzialności za całe zło tego świata, jednocześnie zagłębiając moją frustrację... Płakałam z byle powodu...
Z tego wszystkiego nie chciało mi się z nikim gadać... Leżąc na kanapie, oglądając tv zauważyłam, że Rodzice dzwonią na Skypie. Początkowo chciałam zignorować, ale odebrałam.
Rodzice- Oni nie dawali mi żadnych rad. Wysłuchali mojego nerwowego biadolenia, skarg na tych, którzy wiedzą wszystko najlepiej i doprowadzają mnie tym do rozpaczy. Kiedy w pewnym momencie ucichłam, bo gardło mi się znowu zatkało i łzy cisnęły się do oczu, zapytali, czy chcę się rozłączyć i pobyć sama, na co ja odpowiedziałam tylko przecząco kiwając głową i kazałam mówić, co słychać ciekawego. Oni bez słowa potrafią zrozumieć, czego mi potrzeba i opowiadali różne historie, aż zaczęłam się śmiać! Opowiadali mi po raz setny [ba! tysięczny!], jakim byłam bobasem: niezauważalna dla gości, bo ciągle spałam, nigdy nie marudziłam z jedzeniem (po czym słodko zasypiałam), nie reagowałam na hałasy i byłam nagrodą za to, co przeszli z moim bratem Bo ten dawał rodzicom popalić na każdym kroku. Podsumowali temat stwierdzeniem, że życzą mi, żeby moje dziecko było takie jak ja. Bo jak odziedziczy charakterek wujka, to mam przerąbane i już mi współczują Następnie powspominaliśmy bajki, które oglądaliśmy z bratem w dzieciństwie i rodzice byli w ciężkim szoku, bo wiele z nich Oni sami nie wygrzebaliby z pamięci, a ja nawet śpiewałam Im piosenki z tych bajek Zadziwiłam Ich też swoją pamięcią, co do prezentów świątecznych z dzieciństwa (przypomniałam Im np, jak jako dzieciak napisałam do Mikołaja list, że chcę encyklopedię... Dostałam! I co gorsza- cieszyłam się bardzo!!!)
Kiedy musieliśmy już kończyć rozmowę, Ojciec powiedział mi jeszcze jedno: "Pamiętaj, że ty i twój brat byliście wychowywani tak, by nie dać sobie w kaszę dmuchać, zawsze byliście silni i chciałbym tą siłę widzieć w Was ciągle. Wiesz, o co i chodzi, nie?" Moja interpretacja: nie dać się ludziom i walczyć o to, by wszystko się układało po mojej myśli. Chodziło mu też z pewnością o to, że w dzieciństwie Rodzice tak o nas dbali, że chorowaliśmy bardzo rzadko, a jak już, to przez choroby przechodziliśmy łagodnie. Jestem pewna, że miał też na myśli to, że wyolbrzymianie problemów jest równie niebezpieczne, jak ignorancja (co wywnioskowałam też z niektórych fragmentów rozmowy).
Kiedy zakończyliśmy rozmowę, zdałam sobie sprawę, że leżę na sofie rozczochrana, nieogarnięta, z myślami może nie czarnymi, ale szarymi i taki obraz właśnie widzieli moi Rodzice. Przecież czuję się dobrze. Plamiłam, ale w szpitalu mówili, że wszystko z dzieckiem w porządku. Za tydzień skontrolujemy sprawę. Więc o co chodzi? Czym się przejmuję? Dlaczego męczę Maleństwo swoimi depresyjnymi myślami i ponurym nastrojem, który mu/jej się udziela? Dlaczego daję ludziom wchodzić w moje życie? STOP!!! Głowa do góry i żyjemy! Przecież nie chcę, żeby moje dziecko miało jakieś zaburzenia emocjonalne!
Żeby nie było, że jestem niewdzięcznicą: doceniam rady dawane mi przez ludzi z otoczenia. Ale po co powtarzać to samo, wałkować temat itd, skoro ja rozmowy nie zaczynam. Jeśli nie proszę o radę, to nie czekam na nią... Wiecie same: kiedy potrzebuję się wygadać, to piszę. Kiedy mam problem i nie wiem, jak sobie z czymś poradzić, wtedy pytam i proszę o radę. Moi Rodzice i Wy, Vitaliji, wiecie, kiedy potrzebuję otuchy, kiedy można mnie pochwalić, kiedy zbesztać, a ludzie otaczający mnie w realu jakoś nie czują granicy pomiędzy pomocą, a narzucaniem... Cóż, trzeba robić swoje...
Troszkę się dziś rozpisałam, ale potrzebowałam tego. Ciekawe, czy ktoś wytrwał do końca
Mimo wszystko, dziękuję za uwagę
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Saszolka
9 marca 2011, 20:42Ja wytrwałam do końca:) Na początku wpis smutny a póxniej już widać, że humor Ci się poprawił. Pamiętaj, że hormony grają teraz u Ciebie skrzypce i załamania nastroju mogą być częste. Ludźmi się nie przejmuj. Przejmuj się swoim maleństwem, staraj się byc spokojną i opanowana:) Lekarz napewno miał rację i plamienia nic nie oznaczają, wic nie myśl o tym. Swoją drogą, masz super rodziców. Będziesz miała w nich wsparcie jak się maluch pojawi na świecie:) Dużo spokoju i dobrego humoru Ci życze. ps. mam nadzieję, że już nie jestes taka rozczochrana;p;p;p
susinaaa
8 marca 2011, 19:38Nie zamartwiaj się niepotrzebnie :) Ciesz sie swoim stanem !! Szczerze i z całego serca Ci gratuluję i zazdroszczę : ) Sama nie mogę się doczekać kiedy będę mamą ;) P.S Rodzice zawsze nas najlepiej rozumieją :*
mandarynkaa87
8 marca 2011, 13:58No pewnie ze wytrwałam do końca:) Kochana Twoi rodzice maja racje:)Złoci ludzie z nich-fajnie że ich masz.Nie przywiązuje zbyt duzej wagi do tego co inni gadaja.Jestes w takim momencie zycia(czyt,ciaza) kiedy to kazdy chce sie podzielic z toba swoim doswiadczeniem,dawac czasami niepotrzebne rady.Wysłuchaj ale nie wczuwaj sie w to gadanie.i powiem Ci ze nie Ty jedna jestes w takiej sytuacji.Ostatnio rozmawiałam z koleżanka,ktore tez jest w ciazy.Narzekała że wszyscy na sile uszczesliwiaja ja radami i komentarzami.Że czuje sie jakby była jakas niedojda ktore nie potrafi zadbac o swoje i dziecka zdrowie...
kati24s
8 marca 2011, 10:01nie bylo tego tak duzo by nie dotrwac do konca ;P Kochana trzymaj sie i nie martw bo okruszek tez przezywa Twoj stres ;) wszystko bedzie dobrze i malenstwo tam sobie dalej rosnie ;)) buziaki
kiszonka
8 marca 2011, 07:25pewnie, ze dotrwałam :))) mądrzy staruszkowie i madra córka!! trzymaj tak dalej :) buziak na nasz dzień :*
korbaaa
8 marca 2011, 06:09ohh kochana..tylko pozazdroscic rodzicow :) i tak trzymaj, glowa do gory i pozytywne myslenie!!!!! Bedzie dobrze, przeciez musi byc no nie :))