Ostatnio zaczynam coraz częściej mieć wrażenie ,że nadal funkcjonuje dziwna opinia o aktywności fizycznej. Jak ktoś jest otyły i ćwiczy to jest jeszcze dla społeczeństwa zrozumiałe - odchudza się i się musi ,podkreślam musi męczyć. Ale osoby bez nadwagi to już nie koniecznie. Już nawet pare razy usłyszłam "po co ty jeszcze ćwiczysz ,przecież jesteś już szczupła". I kurcze zasmuca to ,bo wychodzi na to że ludzie nadal nie chwytaja o co w tym wszystkim chodzi. Trzeba przyznać ,że wszechobecna moda na bycie fit jest już nieco męcząca ,ale ja osobiście przyjmowałam to na miękko z myślą że właśnie coś dotrze do społeczeństwa. Ale jakoś mam wrażenie ,że ogranicza się to tylko do pewnej "mody". A powinniśmy to mieć w naszych codziennych zwyczajach jak mycie zębów ,czy zmianę bielizny. To jest coś co utrzymuje nasz organizm w zdrowiu po prostu. I nie chodzi mi bynajmniej o to ,że każdy powienien mieć ciało modelki /modela. W sumie do mnie niedawno dotarło ,że w ostatniej chwili - mam nadzieję - zapobiegłam tragedii :) W sensie zabrałam sie za siebie ,poprawiłam swoja sprawność i ulżyłam stawom uciekając od otyłości. Mam taką znajomą ,pare lat stasza ode mnie. Super szczupła i zgrabna całe życie. Na swoje lata też nie wygląda. I kurcze kobitka 40 tki jeszcze nie ma i grozi jej poważna operacja kregosłupa ,bo niestety mięśnie przyszkieletowe za słabe i non stop wysunięcie kręgu jej się przytrafia. No naprawdę mnie to przeraziło. A wystarczyłoby regularnie kilka prostych ćwiczeń na wzmocnienie kregosłupa i nie byłoby tematu. I tak sobie znowu pomyślałam ,że to wielkie szczęście że jednak mi się ta nadwaga przytrafiła. Kiedy byłam szczupła ,lub kiedy uważałam ,że jestem szczupła w życiu bym się nad czymś takim nie zastanawiała. I generalnie mam wrażenie ,że większość patrzy na mnie jak na wariatkę kiedy za bardzo się zaczynam zachwycać np. bieganiem. No bo jak to "męczysz się i jesteś z tego zadowolona?" . A najśmieszniejsze ,choć może raczej tragiczne, jest to że ja myślałam dokładnie tak samo. Jeszcze 1,5 roku temu uważałam biegaczy za szaleńców. Fitness był dla mnie sposobem na zabicie czasu ,a siłownia miejscem spotykań mięśniaków. Ale niestety żeby to wszystko zrozumieć musiałam doprowadzić do ruiny swoja kondycję. Ja uważam ,że kobieta może być piekna w każdym wieku i z każdą wagą - i niestety to przekonanie mnie troszke zgubiło. Bo faktycznie nie każda musi mieć brazylijska pupę i kaloryfer na brzuchu - byłoby to conajmniej nidne. Ale nie oznacza to także ,że można bez pamięci siedzieć na kanapie ,wtryniać chipsy i z obrzydzeniem patrzeć np. na biegaczy. Gdybym 3 lata temu nie popadła w takie właśnie myślenie całe to przedsięwzięcie nie było by potrzebne. Wystarczyło chodzić sobie regularnie na spacerki. Lub chociaż raz w tygodniu iść na fitness i nie było by tematu. Ale nie ma tego złego co na dobre nie wychodzi. Przez ten ostatni rok dowiedziałam się o sobie więcej niż przez wcześniejsze 30 lat :) Nauczyłam się więcej niż we wszystkich szkołach. A najbardziej niesamowite jest ,że ten nowy styl życia przekłada się na każdą jego dziedzinę. Kiedyś byłam strasznie nerwowa ,może nie okazywałam tego całkiem publicznie ,ale psychicznie każdy problem sporo mnie kosztował. Bez końca zadręczłam się myślami. A teraz - mistrz zen ,królowa cierpliwości :) W końcu wsytarczy przebiec pare kilometrów :) Rozwiązanie zawsze się w którymś momencie pojawia ,a wprawianie serca w palpitację przy każdej okazji jest bezcelowe. To może głupie ,ale kiedy już mnie naprawdę coś do ściany przyciśnie zamykam oczy i wyobrażam sobie siebie biegnącą przez cudowną leśną aleję - działa za każdym razem.
Oczywiście to co ja robię (biegam ,pływam ,chodzę na fitness) wedłóg niektórych jest już katowaniem się. Ale mniejsza z tym. Jestem ze sobą dzięki temu bardzo szczęśliwa ,co przekłada się na relacje ze wszystkimi ludźmi - nawet z tymi ,którzy uważaja mnie za wariatkę :)))))
P.S. przepis na chlebek zamieszczę jutro lub w niedzielkę :) ,a pieczemy go sobie normalnie w piekarniku
SzczuplaMonika
14 stycznia 2014, 11:42Haha, tak, biegacze to nie są "normalne" osoby :) Gdzieś w necie czytałam, że dla biegacza słowo "normalny" oznacza "przeciętny" i oni by się obrazili, gdyby ich określać takim słowem... to znaczy chciałam powiedzieć nie ONI, tylko... MY ;) A z kolei w książce "Siła nawyku" wyczytałam, że jak ktoś zostaje biegaczem, to zmienia się też reszta jego życia - układa się, organizuje. Zaczyna zdrowiej jeść, zyskuje lepszą pracę, ma więcej samodyscypliny, polepszają się relacje, jest bardziej szczęśliwy itp, itd :) Wiesz, w sumie to współczuję ludziom, którzy uważają ruch za męczenie się, katowanie się, nie lubią tego... sama też kiedyś tak myślałam, ale nie umiałabym osobie z takimi przekonaniami wytłumaczyć jak zmienić myślenie. Bo to chyba trzeba samemu przeżyć :)
holka
12 stycznia 2014, 22:28Masz rację,że dla wielu regularna aktywność fizyczna w jakiejkolwiek formie nie jest czymś "normalnym" Dzisiaj byłam na siłowni i sami młodzi,szczupli i wysportowani ludzie...tylko ja 1 byłam starsza i gruba.. gdy chodziłam na fitness również większość stanowiły szczupłe i wysportowane dziewczyny...Chyba Ci co lubią sport po prostu nie są grubi, reszta siedzi w domu i wcina smakołyki ;) a grubi się po prostu wstydzą...
MadameRose
11 stycznia 2014, 10:13Jakie katowanie? Mówią tak ci, którzy ci zazdroszczą samozaparcia i dyscypliny. Sport to zdrowie ;) Wiem to z autopsji.
nika2002
11 stycznia 2014, 08:01Jak zwykle - prosto do sedna.
gruszkin
11 stycznia 2014, 03:45Ale kto tak myśli, że tylko do odchudzania przydaje się ruch? Ci co spędzają życie przed tv oglądając seriale i Ukrytą prawdę.... U mnie na zajęciach zawsze większość to szczupłe dziewczyny, na ścieżkach biegający ludzie też są szczupli, grubsi spacerują (rzadko chodzą, nie mówiąc o treningu) z kijkami. Zresztą sama odstawiłaś kijki... Z takimi ludźmi w ogóle nie warto dyskutować. mam klientkę ze 30kg nadwagi i poszedł jej kręgosłup, była kilka miesięcy na zwolnieniu, jakiś czas leżąca, gadałyśmy, że musi schudnąć i ćwiczyć to może uniknie operacji i jak spędziła czas zwolnienia?...przytyła jeszcze 10kg i zero ruchu, z ruchem czeka na kwiecień na sanatorium...jakby tam cuda robili, a wystarczyło zapłacić fizjoterapeucie kilkanaście złotych żeby pokazał ćwiczenia. Jak na nią patrzę to nie odpuszczam.
ulawit
10 stycznia 2014, 18:04U mnie na szczescie nie ma tego typu tekstow,a po co a czemu... Ciesze sie i ja ze ajtywnosc wrocila do mojego zycia,na pewno to nie zazkodzi jak sie z rozsadkiem cwiczy. A zapobiec na przyszlosc jakims powazniejszym schorzeniom tez mozna przy okazji.
butterflyyyyy
10 stycznia 2014, 16:00Powiem Ci, że bardzo dużo czasu zajęło mi zrozumienie takich rzeczy... Kiedyś mało jadłam, potem tylko ćwiczyłam, potem mało jadłam i ćwiczyłam... Teraz pierwszy raz w życiu jem zdrowo i ćwiczę! Czytając komentarze typu "nie chcę mieć mięśni tylko schudnąć", najpierw sama dieta potem ćwiczenia by ujędrnić ciało", "ważyłam się wieczorem i jest więcej niż rano - przestaję ćwiczyc" pukam się w czoło! Ale nie będę tych ludzi nawracać bo sami muszą dojść do tego, że to okropne bzdury...
edycja2
10 stycznia 2014, 14:28ponieważ skonczyłam ksiązke,a w ramach przerwy lubie poczytac cos dobrego.. to na weekend za lekture biore sobie Twoj pamietnik od początku:) 3maj sie ciepło wspaniała kobietko!
KasiaS6060
10 stycznia 2014, 13:44Trudno przekonać osobę chorą do ćwiczeń - ja sama taka byłam i przez 10 lat męczyłam się z bólami kręgosłupa , w końcu unieruchomił mnie na 2 miesiące w łóżku - wypadły mi dwa dyski - i się obudziłam i wzięłam się za siebie -przede wszystkim ruch , a ćwiczenia na kręgosłup są proste i jak ktoś się ich nauczy i wykonuje regularnie , to kręgosłup się odwdzięcza i nie boli . Ja też mam siostrę , która ma chory kręgosłup i jak jej mówię o ćwiczeniach to puka się w głowę - jak ona ma ćwiczyć jak ją boli i chciała by cudowną tabletkę na kręgosłup i siup .A ja ćwiczę od 8 lat regularnie i nie miałam przez ten czas ataku , a wcześniej to nawet raz w miesiącu byłam unieruchomiona . Tak więc dziewczyny ćwiczmy , bo warto - dla naszego zdrowia i sylwetki oczywiście .
Justynak100885
10 stycznia 2014, 13:42u mnie mąż trenuje 2x w tygodniu kick-boxing, a 3x chodzi na siłownię więc sam mnie jeszcze wypycha bym poszła poćwiczyć/pobiegać!!! czasem mnie to irytuje, ale w sumie jestem mu za to wdzięczna :) a Ty tak trzymaj!!!
karioka97
10 stycznia 2014, 13:39żyję w jakimś otoczeniu, gdzie nikt się nie dziwi, że idę na fitness i zostaję 2 godziny (ostatnio to zaniedbałam ale wracam na dobre tory ) , czasami wzbudzam podziw i zachwyt :):) więcej kontrowersji budzą moje wyprawy, po co tam, a choroby a to a śmo :)
mlle_fitness
10 stycznia 2014, 12:32Jeśli chodzi o Insanity to trzeba do tego mądrze podejść po prostu. To jest trening, który jest równie dużym wyzwaniem dla osób początkujących jak i tych co ćwiczą :) nie można dać się zwariować zawrotnym tempem wykonywania ćwiczeń. Ja prowadziłam podobne zajęcia w klubie pod nazwą Interwał i największy problem był w tym, że Panie nie umiały myśleć o sobie i dobrać tempa dobrego dla siebie. Patrzyły albo na mnie (ja żeby je zmotywować raz robiłam szybciej, raz wolniej), albo co gorsza na koleżanki, a nie zwracały uwagi na swój oddech, technikę wykonywania ćwiczeń itd. Grunt to myśleć o sobie i skupiać się na sobie, a wtedy Insanity czy inny trening stanie się dla Ciebie pestką ;)
MargotG
10 stycznia 2014, 11:10Wiesz, czasem żeby osiągnąć szczyt trzeba odbić się od dna :) Ty osiągnęłaś bardzo wiele i zawdzięczasz to tylko sobie!! (chyba się powtarzam?) . Absolutnie się z Tobą zgadzam, że panuje jakaś moda na fit. Może to i dobrze, bo część ruszy tyłek z kanapy choćby dlatego, że to jest modne :) A co do biegania z psem po lesie...uwielbiam, ale mój już jest stary i ledwo za mną zipie, a potem dzień odchorowuje, bo ma problemy z tylnymi łapami. A sama po lesie boję się biegać. Jestem tak zdesperowana, że juz myślałam, żeby przygarnąć ze schroniska - pies byłby szczęśliwy i ja miałabym z kim wieczorami biegać, ale dwa psy w mieszkaniu w bloku to o jednego za dużo. Pozdrawiam Cię serdecznie :)
graham
10 stycznia 2014, 11:09100% racji! Z tym kręgosłupem wiem po sobie, miałam dyskopatię, o krok od operacji, najpierw NW, później bieganie- mięśnie się wzmocniły i jest super. Z cierpliwością tak samo, mąż niedawno zaczął biegać, super mu idzie, i dojrzał do tego, żeby w kolejce u dentysty wytrzymać 3,5 godziny :)) Wpis - suuuper! Dzięki!
bodyroxx
10 stycznia 2014, 11:07Ha, nawet nie wiesz ja dobrze Cię rozumiem i bardzo popieram ten wpis. Praktycznie całą szkołę miałam zwolnienie z wf, ze względów zdrowotnych i to nie był fejk, jak większość pomyśli. Jak flowerfairy też byłam pączkiem a dodatkowo wmawiano mi, że nie powinnam się ruszać, Dlatego też zmarnowałam jakieś 19 lat życia na bycie asportowym pączkiem. Dopiero na studiach poszłam na wf, najpierw na fitball, potem na siłownię i mimo, że niczego spektakularnego na tych zajęciach nie osiagnęłam to był chyba moment przełomowy. Z czasem zwyczajne polubiłam aktywność, udało mi się sporo zrzucić, polepszyć kondycję o 1000% a ludzie pytają "po co Ty to robisz, przecież jesteś chuda" - ja to robię, bo to moja pasja, której nie umiałam znaleźć praktycznie całe życie. :)
margolix
10 stycznia 2014, 11:06Uwielbiam Twoje wpisy!
grubelek1978
10 stycznia 2014, 11:04Masz 100% racji. Z ćwiczeń pozostały mi w tej chwili kije, gimnastyka rehabilitacyjna i basen- reszta odpada. Jednak widzę po sobie że kiedy odpuszczam sobie reguralność od razu coś złego mi się dzieje, kiedy coś robię - jet lepiej nie tylko fizycznie ale i psychicznie czuję się oki. Jakoś tak bateryjki się ładują. Nie wiem czemu pokutuje przekonanie że jeśli ktoś tak jak ja ma kłopoty ze zdrowiem to powinien głównie leżeć i nic nie robić... takie wytłumaczenie dla lenistwa- podobnie jak bycie szczupłym. Przyznam że sama siebie wcześniej tak usprawiedliwiałam i oszukiwałam - to był poważny błąd i prowadził donikąd... Teraz chodzę i to mi pomaga. A w tym bym była wytrwała bardzo mi pomagasz za co dziękuję!!!
flowerfairy
10 stycznia 2014, 10:55Świetny wpis :) Moja historia jest całkiem podobna: w szkole podstawowej byłam "pączkiem", każdy mi mówił, że z tego wyrosnę i nikomu nie przyszło do głowy by dać mi mniej czekolady lub pogonić na podwórko z piłką czy rowerem, w gimnazjum dorastający chłopcy wiecznie dokuczali mi na wfie przez całkiem spory na tamtą chwilę biust przez co wf znienawidziłam aż do końca liceum, na studiach również migałam się od wfu jak mogłam, chociaż siłownia i spinning były całkiem ok. Sama z siebie jeszcze dwa lata temu nie pomyślałabym żeby cokolwiek poćwiczyć. A teraz... Jest w moim otoczeniu jedna osoba, która mi "współczuje że muszę ćwiczyć" i nie docierają żadne tłumaczenia, że to lubię. Ćwiczę 6 razy w tygodniu, niebawem zacznę biegać i planuję na jesień dostać medal za to bieganie :) A zakwasy szczerze pokochałam :)
Agnes2602
10 stycznia 2014, 10:47Świetny wpis,Co do chlebka to też postanowiłam sobie piec.Mieszkam w Angllii i ciężko tu o dobry chleb. Kiedyś piekłam ze stronki Moja Piekarnia,żytnio razowy na zakwasie.Miałam wtedy piekarnik elektryczny a teraz mam gazowy,mam nadzieję że wyjdzie,pozdrawiam.Czekam na Twój przepis,
Pokerusia
10 stycznia 2014, 10:35właśnie ostatnio pani którą od czasu do czasu spotykam na zjęciach fitness zapytała mnie jak często tam bywam, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że 4-5x w tygodniu często po 2h. to powiedziała mi , że zapewne nie mam co w dpmu robić;/ ot cała prawda