Końcówka roku i mam taki zapieprz ,że głowa mała. Właśnie skończyłam raport roczny - matko jak to mózg lasuje. Już dawno się tak z zakończonego raportu nie cieszylam :))) No ale niestety nie miałam przez to dla Was zanadto czasu. Ale nie myślcie ,że odpuszczam choć na chwilę - w życiu! Dieta 100% zgodnie z planem. Dietetyczne kolacyjki serwuje od poniedziałku ,a mąż co dzień to bardziej zachwycony. I bardzo sie w tym tygodniu sam w gotowanie zaangażował. Na łikend planuję otworzyć fabrykę goląbków. Koleżnka mnie natchnęła na gołąbki z włoskiej kapusty z kaszą. Jakoś tak właśnie z mężem w tej gryczanej nie gustujemy ,a muszę ją do czegoś zużyć :).
Co do aktywności to nadal ide jak torpeda. W środę po pracy 7,7 km bieg ,a wczoraj fitness. Spróbowałam innych zajęć ,nazwa troche "różowa" => Active Lady. Brzmi niewinnie ,ale niezły dało wycisk. Przedewszystkim 40 minut z hantlami ,ja jak zwykle upocona jak szczór i zadowolona po pachy. Wczoraj ewidętnie stwierdziłam ,że brzuch mi zmalał. W listopadzie kupiłam koszulke na fitness ,żadne halo - niecałe 30 zł w decathlo. Jak to na fitness przylegająca i szczerze to nie lubiałam w niej tam chodzić bo ta galareta całkowicie była opięta koszulką. Było mi trochę przykro na to patrzeć ,ale jak to ja przekształciłam to w dodatkową motywację. I jak momentami głowa zaczynała pieprzyć "odpuść trochę" wystarczył oka rzut na bebzol i natychmiast dociskałam jeszcze bardziej. Na fat burningu jest bardzo dużo wykopów i boksowań w tempie. Ja sobie staje z boczku generalnie ,ale przy lustrze. I ostatnio się złapałam na tym ,że w jakiś trans wpadam. Się patrzę na brzuch przy tych wykopach ,a kopię jak bym sie naprawdę z kimś biła ,i bezwiednie szeptam "nie zaczynaj ze mna" czy coś takiego - no wariatka po prostu. Wczoraj też w tej koszulce rzeczonej byłam i.... i ona już się na żadnej galarecie nie opina :))) Oczywiście brzuch dalej do poprawy ,ale bardzo widocznie się zmniejszył. W tej koszulce już go nie widać! No szok!
To jeszcze słówko o tych groszkach moich ulubionych. No nie mam jakichś rewolucyjnych przepisów na nie. Jak wpadlismy w faze soczewicową to ja miałam dwa ulubione sposoby jej podawania. Pierwszy to gotowana soczewica dodana do zupy pomidorowej - tylko z prawdziwych pomidorów- po prstu zamiast ryżu. Tylko soczewicę trzeba ugotować osobno ,po pierwsze kwasy zawarte w pomidorach nie pozwolą jej zmięknać ,po drugie aby nie zdominowała smaku zupy. U szczytu fazy soczewicowej lądowała w zasadzie w każdej zupie :))) Drugi sposób to gulasz i wszelkie gulaszopodobne potrawy (lecho itp.). I tu też gotuję soczewicę osobno i potem dorzucam. Soczewica ma niski indeks glikemiczny ,a przy tym jest świetnym źródłem białka roślinnego. Ja ją tak uwielbieam ,że dodaje także do objadu zamiast kaszy po prostu - ale nie jestem autorką tego pomysłu ,na jakimś blogu kulinarnym to wyczytałam. Można polać jakimś sosikiem perfect fit. Soczewica póki co zajadam się konserwową - jako np. dodatek do sałatki z tuńczykiem zamiast zielonego groszku. A koleżanka mnie poczestowała pastą z gotowanej soczewicy - czyli wariacja na temat hummusu. Świetna sprawa. Bardzo pyszna i niesamowicie sycąca. W dodatku można doprawić tak jak się lubi najbardziej - pełna dowolność i możliwość do urozmaicenia menu.
No to tyle na dziś. Za 6 godzin otwieramy oficjalnie łikend. Tydzień pięknie przeprowadzony ,zarówno po względem diety jak i aktywności fizycznej. W łikend planuje basen i spacery z psem. Choć po zeszłotygodniowym spacerze niedzielnym coś pokaszluję. No ale trzeba się hartować ,ta zima się dopiero zaczyna :)
Pokerusia
9 grudnia 2013, 10:25hahaha, też mam taką koszulkę na fitness, dostałam od córki na urodziny i tak leży w szafie bo przyciasnawa jest i czeka na ,,schudnięcie,, właśnie w brzuchu...chyba powinnam ja założyć dla większej motywacji;-) u Ciebie jak zwykle mega motywująco,pozdrawiam
gruszkin
8 grudnia 2013, 17:20Z kasą gołąbków nie jadłam, ale włoska kapusta mi nie smakuje. Aż żałuję, że u nas jest tylko zumba jak czytam o twoich zajęciach, ale ona daje super wycisk. No i sama szaleję. Też gadam do siebie w trakcie treningu, w domu na głos ;P
Skania79
8 grudnia 2013, 12:10No grunt to żeby nie odpuszczać, jak sie złapie wiatr w żagle. Trzeba korzystać z niego na maxa :)
butterflyyyyy
7 grudnia 2013, 23:57Ja nie gadam ja tylko sapię... nie sorry jeszcze wyklinam... :D
MadameRose
7 grudnia 2013, 10:09Jaka piękna zima na zdjęciu, aż się chce ruszyć biegiem w trasę ;) Ćwicz, ćwicz sobie spokojnie, bo efekty sa super! ;)
rose80
6 grudnia 2013, 23:42Ty to jesteś super (powtarzam się chyba!) Ale świetnie mi się Ciebie czyta ... Soczewica - warto się z nią zaprzyjaźnić!
Maaaargo
6 grudnia 2013, 23:39Pięknie Ci idzie... Polecam gołąbki, które pokazała Nesja, bez ryżu, z farszem z cukini, papryki itd, bez zbędnych składników typu kasza, ryż 2 sztuka z sosem = 97 kcal :) http://www.youtube.com/watch?v=iYHZCERCB70 Pozdrawiam
Mafor
6 grudnia 2013, 22:42Czytam i podziwiam...
Kenzo1976
6 grudnia 2013, 19:20Zasłużonego spokojnego weekendu życzę :)
holka
6 grudnia 2013, 14:13Ale jazda...widać,że jak w coś wchodzisz to na maxa :) Czy to bieganie,czy fitness czy soczewica ;) Udanego weekendu bo raport napisany i odpoczynek zasłużony :)
gabi060611
6 grudnia 2013, 12:01wow swietnie ......................uwielbiam soczewice ,ale czesto nie jadam
izka1985m
6 grudnia 2013, 10:57Ty kobieto po prostu wymiatasz z ta aktywnoscia fizyczna! Jestem pelna podziwu :)) A soczewicy nigdy nie probowalam, jednak po twoich zachwytach jestem chetna na eksperymenty w kuhni! Pozdrowienia :)
karioka97
6 grudnia 2013, 10:13uff, już myślałam , że Ciebie zasypało :):) nie wątpiłam w Twoją grzeczność :)
Skania79
6 grudnia 2013, 09:57No ja swój na razie odpusciłam, ale w niedzielę będzie kam bek i zero litości. No i plącze mi sie po głowie szalona myśl....Eeeeee... Maraton w Dębnie 6 kwietnia..., a w przyszłości 5 maratonów składajacych się na koronę polskiego maratonu... Eeechhh....Na razie myśle intensywnie, ale hu nołs :)))
livebox
6 grudnia 2013, 09:57tez tak mam, że jak tylko chce sobie odpuścić w trakcie treningu, to wystarczy jeden rzut oka w lustro i motywacja wraca:)Soczewicy nigdy nie jadłam...sama nie wiem dlaczego, może dlatego, że w moim rodzinnym domu jej nie było?