Biję się sama ze sobą. Nie przypuszczałam, że tym razem tak trudno mi będzie przejść na dietę. No ale może o to chodzi, że skoro jest tak ciężko, to tym razem się uda? Może większy wysiłek zaprocentuje sukcesem?
Od początku "diety" nie było ani jednego dnia, z którego byłabym w 100% zadowolona. Owszem, planuję zdrowe dania w odpowiednich odstępach czasowych, ale nie zawsze mam możliwość je wyegzekwować. Potem po pracy idę głodna na zakupy (wiem, najgorsze co można zrobić) i na kolację zjadam pizzę, bo nachodzi mnie taka wielka ochota, której nie potrafię się oprzeć. Albo mój Ł. przynosi jakieś słodkości, a ja zamiast mu powiedzieć: "Kochanie, jestem na diecie, zjedz sam", po prostu je wcinam. Bo mam ochotę.
Jak się zmotywować? Co robić, żeby tak nie kusiło?
O ćwiczeniach nawet nie mówię, bo basen w tym tygodniu nie był możliwy (kobiece dni), a jakoś nie jestem w stanie się przemóc i ćwiczyć w domu. Nie oszukujmy się: jestem leniem, który żyje tak, jak mu wygodnie. Bez wysiłku, najlżejszym kosztem.
Może czas wywiesić ogłoszenia w mieście: MOTYWACJA USILNIE POSZUKIWANA!!!
agulina30
3 grudnia 2015, 12:04sama jej szukam :(