Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
11 marca 2012


Waga 63,4kg

Zadowolona jestem nie tyle ze spadku co z tego, że wreszcie przestałam urządzać ze swojego żołądka śmietnik. Do niedawna pakowałam tam co wlezie i ile wlezie. Potrafiłam ugotować sobie 3/4 paczki makaronu spaghetti i zjeść je na raz z jakimś mega kalorycznym sosem, ciuchy pękały mi w szwach, ale co tam - jem, do pęknięcia. To ohydne, od samego myślenia o tym robi mi się niedobrze. Mam nadzieję, że nigdy nie wrócę do tego kompletnie pozbawionego kobiecości przyzwyczajenia. Teraz mój brzuch wydaje się być nieco bardziej płaski - przede wszystkim nie wypchany - człowiek od razu czuje się lepiej, to przecież tak niewiele [i tak wiele...] co można dla siebie zrobić.

Zjadłam wczoraj dwie kanapki, pizzerinkę bez sera, banana, zupę pomidorową z makaronem, i sałatkę warzywną z grzankami. Nie patrzcie na mnie, jestem w stuprocentach sałatkożerna i katuję je do znudzenia - z dodatkiem fety, z kurczakiem, z sosem takim, albo takim, z grzankami, bez... achhh. 

Co do miksu sałat z z Biedronki - wczoraj i dziś pałaszowałam tę z rukolą i tym samym dowiedziałam się, że jej nie cierpię. Ten charakterystyczny smak zupełnie nie jest w moim guście, tym samym nie polecam. Jutro czas na miks sałat z roszpunką, zobaczymy.

Mam ochotę na wino i mówiąc szczerze dziwię się, bo nigdy nie byłam smakoszem jeśli chodzi o ten alkohol, może coś się zmieniło? Sprawię sobie w najbliższym czasie, zapewne sam zakup ostudzi mój zapał.

Obejrzałam dziś kawałek 'Must be the music'. Strrrasznie mi się ten Sztaba podoba - ma w sobie coś hipnotyzującego, taki prawdziwy facet. Achhh, zamarzyło się mężatce i dzieciatce, ale co tam - w końcu pomarzyć wolno. :)


Pomimo mojej prze wielkiej miłości do polskiego rapu troszeczkę go ostatnio zaniedbałam i w kółko katuję Lanę Del Rey z 'Born to die' i Gotye ze słynnym ostatnio 'Somebody that I used to know'.
Amazing. ?

Szykuje się drobny przypływ gotówki, buszuję więc póki co po stronach internetowych w poszukiwaniu fajnych łaszków dla siebie i Córci, mimo, że Jej szafa już pomału się nie domyka, ale z reguły jest tak, że mówię 'STOP, tym razem ubieram siebie' i w efekcie dla siebie nie znajduję nic, a dla Niej wykupuję pół sklepu.

Ach, mieliśmy kupić dziś auto [moje ulubione Mondeo] i sprzątnęli nam je sprzed nosa. Ależ byłam wściekła, myślałam, że wyjdę z siebie. :[

Tym samochodowo-pochmurnym akcentem kończę dzisiejszy wpis, aczkolwiek w końcu nie jest tak źle. Przespałam się z wczorajszym dołkiem i wiecie co? Dziś już nie jest tak tragicznie. Po gorszym dniu z reguły przychodzi lepszy i tak było i w tym przypadku.
Dzięki, że ze mną jesteście.

Love,
Metamorfoza.
  • jasminek

    jasminek

    12 marca 2012, 00:12

    Tez lubie salatki, zwlaszcza gyros ;] Uwielbiam winko, ale slodkie, albo takie ziolowe, z ktorych mozna robic drinki. Moze po prosu potrzebujesz zelaza lub magnezu i tak Twoj organizm sie dopomina o to pod postacia zachcianek ;) To prawda, ze po gorszym dniu przychodzi lepszy, ale czasem ciezko go przejsc...

  • MJane

    MJane

    11 marca 2012, 22:47

    Oj, jak ja bym chciała lubić sałatki ;) Niestety u mnie z jedzeniem zieleniny jest słabiutko :( Ale staram się to poprawić :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.