Pięćdziesiąty czwarty dzień diety.
Wieczór - godzina po ósmej. Mąż w pracy, Córcia śpi, a ja oglądam finał 'Must be the music' i zajadam się biszkoptami maczanymi w herbacie. Wiem, że nie powinnam jeść po dziewiętnastej, ale postanowiłam zwolnić machinę, co by nie popaść w paranoje.
W sklepach spędzam dwa razy więcej czasu, niż dotychczas; pół godziny przy regale ze zdrową żywnością, następne pół na lodówkach w poszukiwaniu najmniej kalorycznej śmietany. Myślę, liczę, kalkuluje - a mózg się lasuje.
Mąż i tak dzielnie to wszystko znosi, czasami aż mi głupio, że dałam się wkręcić w to tak mocno. Po prostu: bez przesady.
Oczywiście słodyczy, ziemniaków i białego pieczywa [z wyjątkiem dodatku do parówki ;P] wciąż się wyrzekam. Nie rezygnuję z diety, wciąż przyrządzam dietetyczne posiłki dla siebie, ale staram się ujarzmić jakoś to wszystko, żeby nie wymknęło się spod kontroli.
Na wadze wciąż 60,7kg.
Całodzienny bilans posiłków:
~ Dwie kromki chlebka WASA z serkiem żółtym i szynką konserwową
~ Płatki owsiane + łyżeczka kakao
~ Ryż z warzywami w sosie własnej roboty
~ Paczka biszkoptów
~ Kaszka manna z truskawkami
Postanowiłam nie pisać już o napojach, bo i tak wszystko co pije ma najmniejszą z możliwych ilość kalorii, a zdarza mi się o czymś zapominać, więc nie ma sensu tego zapisywać. W każdym razie nie piję nic kalorycznego, trzymam się.
Wróciłam do czarnego koloru włosów i chyba tak czuję się najlepiej. W brązie też jest okay, ale tęsknota za czarnym jest silniejsza. Zawsze wracając do czerni obiecuje sobie nigdy więcej nie eksperymentować z kolorem, a i tak po jakimś czasie na mojej głowie znajduje się coś, czego mocno żałuje. Więc do czarnego i tak w kółko. Teraz przez dłuuuższy czas nie będę farbować, włoski muszą dojść do siebie po ostatnich eksperymentach, nie chcę mieć siana na łepetynie.
Muszę sprawić sobie buty na zimę, bo te, które mam są mało stabilne, a nie chciałabym wyłożyć się gdzieś z wózkiem w drodze do parku. ;)
Kupie najprawdopodobniej te:
Ocieplane, za kolanko, ulubiony fason i kolor. Piękności.
Co do zdjęć z ostatniej sesji - JEDNO wprost wyrwałam od focącego, ale średnio mi się podoba, więc nie wstawiam. Zaraz miną dwa tygodnie, a ja wciąż będę musiała płaszczyć się o kolejne, bo przecież 'apetyt trzeba zaspakajać pomału'. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z podobnym zachowaniem. Czekam, nie marudzę, bo nic to nie da.
Ciekawa jestem co u Was, zabieram się do czytania.
:*
nothingless
7 listopada 2011, 11:25i to jest masakryczne w naszym kraju. że zamiast normalnie odśnieżyć ludzie wszędzie sypią kilogramy soli i ulice wyglądają jak bagno ;/ a nasze biedne buty muszą na tym cierpieć ;( :D
nothingless
7 listopada 2011, 09:37ciekawe po co on te zdjęcia tak długo trzyma :) ładne buty, podobają mi się takie do kolan i kolor też jest super:) ja mam na zimę emu, wiem że są paskudne ale ta owcza wełna jest tak cudowna, że przy minus 15 mam ciepło w stopy :D
OtherWorld
6 listopada 2011, 22:23Wiesz co, ciekawi mnie, jak to się stało, że w dość młodym wieku wyszłaś za mąż. Mogłabyś mi coś więcej powiedzieć? :) Hmmm.. ja nie farbowałam włosów. Mam naturalny blond wpadający w rudy. Włosy do bioder :)
misiaaa2009
6 listopada 2011, 21:53też oglądam 'Must be the music' :)A buciki zaj***** :)Naprawdę fajne :)