Zima jest u mnie zdecydowanie najbardziej "niechcieciową" porą roku.
Niewyspana i zmęczona walczę z najprostszymi czynnościami a co dopiero z ćwiczeniami.
Dzisiaj jednak wrzuciłam Kenpo X i jakoś poszło ;) Zamarzyłam sobie na początku stycznia o sportowej sylwetce więc nie mogę się poddać!
Niechcieć najczęściej atakuje mnie bólami głowy albo spowolnieniem metabolizmu - zazwyczaj chadzam "na tron" (XD) z rana i przed snem a tu taki psikus, że nie ma. Jem sporo błonnika mam nadzieję, że po zwalczeniu nieróbstwa powróci zrównoważona perystaltyka itd. XD
Straszną demotywacją są dla mnie dwie szczupłe koleżanki, które żrą co chcą i nie tyją nic a nic (i oczywiście nic nie ćwiczą). Ja tak nie mogę, bo jak sobie pozwolę to wrócę do 57 kg, które prześladuje mnie od czasów 3 gimnazjum. W końcu moim marzeniem jest 52 kg albo wymarzona sylwetka (wiadomo mięśnie ważą więcej stąd 52 może się zamienić w 55, ale umięśnione).
Do P90X dorzucam od jutra przysiady i hula-hop (z powrotem) i dodaje ćwiczenia na wewnętrzną część ud, bo uważam, że potrzebuję w tej partii zdecydowanie więcej jędrności :D
A jak tam wasze "niechciecie"? Też atakują zimą?