Jest wpółdo pierwszej w nocy, a ja zamiast iść spać to dodaję wpis po przeszło siedmiu miesiącach. A rano trzeba do przedszkola wstać. Oj będę niewyspana. Znowu.
Nie wiem czemu akurat teraz naszło mnie na pisanie w pamiętniku na Vitalii. Ale skoro już się do tego zabrałam to wykorzystam tą sytuację i trochę opowiem jak mi nie idzie z odchudzaniem, chociaż może powinnam napisać, że ostatnie 7 dni to mi akurat wyszło, tylko obym za chwilę nie pisała, że zawaliłam.
Ostatnie pół roku były wzloty i upadki, ogólnie moja waga wahała się w granicach 57 kg. Jednak jesienią przytulam do 60 kg. Teraz jak to w nowym roku bywa, postanowienie, jak co roku to samo, schudnąć. Trzeba się znowu wziąść za siebie, bo nie chcę dobić do większej wagi, a z moim zamiłowaniem do jedzenia to nie będzie trudne.
Zaczęłam już 30 grudnia mniej jeść, nie liczę kalorii, bo nie zawsze wiem, co dokładnie ile ich ma, a na oko to mogę sobie sama w głowie ocenić, bez zapisywania, więc na to oko to tak 1600 mniej więcej mogłabym powiedzieć.
Aktywność fizyczna też jest. Ćwiczyłam już dwa razy z Codziennie Fit, będę kontynuowała. Dodatkowo spacery, rowerek stacjonarny i ogólnie więcej się ruszać, a mniej siedzieć.
Ważyłam się 3 stycznia na rozpoczęcie roku i odchudzania. Waga pokazała 58,65 kg. Mam w planach schudnąć do końca marca tak do 53kg, a potem utrzymać tą wagę.
Mam nadzieję, że mi się uda, bo póki co, rok w rok piszę i chcę tego samego. Jakby to był jakiś nieosiągalny dla mnie cel, taki nie do zdobycia. Wiem, że nie tylko ja tak mam, więc to takie lekkie pocieszenie, wiele z nas chudnie, tyje i zaczyna od nowa. Taki krąg życia.
Powodzenia dla mnie i dla was. Dobranoc, dzień dobry i miłego dnia.