Klapsy, klapsy........wkurza mnie co prawda wyświechtane przez pedagogów , psychologów i tych (łącznie ze mną) , którzy powtarzają jak te owieczki idące na rzeź , że klapsy to klęska wychowawcza rodziców, ich bezradność , wyżywanie się......ale w takim razie skąd dziś we mnie ten niepokój, niesmak, niedosyt, niezadowolenie??Hmmm........
Kocham swoje dzieci i nie chce zadawac im bólu, nie chce żeby cierpiały, ale chce też , aby rozumiały zasady , aby potrafiły poruszać się w ramach wyznaczonych granic. I nie chodzi tu o wojskowy dryl, o bezdyskusyjne bacznośc i naprzód marsz.
Wszyscy jesteśmy tylko ludżmi (i rodzice i dzieci) ze swoimi słabościami, grzeszkami , a przede wszystkim temperamentami i charakterami i ważne jest, aby każdy mógł pozostać sobą. Widziałam już niejednego pedagoga i psychologa , który naszprycowany teorią borykał się z poważnymi problemami ze swoimi dziećmi, widziałam też niejednego rodzica wprowadzajacego w życie książkowe teorie. I zonk ! :))
Nie wiem jaką jestem matką. Taką ocene pozostawiam swoim dzieciom.
Wiem , że jestem innym człowiekiem niż 20 lat temu.
Starsze dzieci wychowałam bez klapsów, ale też bez zgłębiania skutków wychowawczych pewnych zachowań czy zaniechań.
Właściwie obca mi jest skarga wychowawcy w przedszkolu czy szkole na każde z nich. Nie przypominam sobie ich głupich pomysłów, ani beznadziejnych wygłupów. Nie stosowałam żadnych kar, ani nagród, nie przypominam sobie nawet żeby była potrzeba ich stosowania. Nigdy nie były one roszczeniowe, nie tupały w sklepie, nie chciały markowych ubrań, ani sprzętów. Cieszyły się z tego co dostawały i nigdy nie oczekiwały wiele.
Dziadkowie ciągle nie moga się nadziwić, że ich wnuki nigdy nie zwróciły się do nich o pieniądze czy prezenty. Ja nie mam pojecia jak do tego doszło, ale to przecież my je tak wychowawliśmy.
Sami nie przykładamy wagi do rzeczy materialnych, cieszymy się byciem ze sobą i dośc beztrosko podchodzimy do spraw życia codziennego.
Jednak..........jednak dziś rano przed wyjściem Darka do pracy chwilke dyskutowaliśmy nad tym i doszliśmy do wniosku, że pomimo bezstresowego i bezklapsowego wychowania, Agata od 15 roku życia stosowała przemoc w stosunku do swoich rówieśników, a i teraz wszelkie frustracje rozładowuje siłowo. Kiedyś mówiła mi, że to efekt ciągłej potrzeby spełniania oczekiwań dorosłych i wolą bycią grzeczna w dzieciństwie :)))
Bartek nie stosuje co prawda przemocy fizycznej, ale wszelkie rozmowy i dyskusje z nim nie należą do przyjemnych. Krzyczy, unosi się,obraża się, trzaska dzwiami , wygaduje tak nieprzyjemne rzeczy, że rani do bólu.
Czyli wczesniej czy później każde z nich musi odpuścić swój wentyl.
A maluchy?? Maluchy sa inne. Myśle, że niemały wpływ na temperament mają geny i wczesny etap zycia, no na to niestety nie mamy już wpływu, ale na większość spraw możemy śmiało oddziaływać i mam zamiar to zrobić.
Jestem 20 lat starsza, bardziej doświadczona, mam teraz czas i chce mi sie kształtować te rogate duszyczki.
Chciałabym zastosować parę książkowych sztuczek, ale moja intuicja często mi podpowiada, że nie tedy droga w przypadku moich dzieci.
Dodatkowa trudnościa dla mnie jest fakt, ze jest ich dwoje. Jeżeli próbuje oddziaływać na jedno dziecko to drugie mimo woli w tym uczestniczy. Ich wzajemne relacje to temat rzeka, nie da sie tego ując w kilku zadaniach.
W kazdym razie są ze sobą związane na dobre i na złe. Jak w piosence- trudno tak razem byc nam ze soba, bez siebie nie jest lżej.........:)))
Wracajac do początku mych rozważań - średnio co kwartał mamy problem z dyscyplina jednego dziecka :)) Zabrzmiało statystycznie hehehehe.
Próbujemy róznych metod - rozmawiamy, stosujemy różne kary typu -nie oglądanie dobranocek, izolowanie , zakaz zabierania ulubionej zabawki do przedszkola, zjadania słodyczy itp. i na razie (statystycznie hehehe) drugi raz wobec każdego dziecka musieliśmy zastosować klapsy. I nie jest to tak ,ze wpada ktoś do pokoju i bez uprzedzenia trzepie tyłek , ale zawsze jest to kara zapowiedziana. I na razie zawsze zaskutkowała.
Gdybyście widzieli jak szczęsliwa była przedwczoraj Oliwia kiedy pani powiedziała, że była grzeczna !! Cały wczorajszy dzien był jedną wielką radościa !! A sprawił to jeden (fakt-taki -trzep,trzep,trzep) klaps. :))
Reasumując - moim zdaniem nie jest klęską rodzica zapodanie klapsa na pupe dziecka, a klęską jest nie znalezienie sposobu na rozwiazanie problemów.
Mają biedne dzieci matkę perfekcjonistke i nie ma takiej możliwości, aby nie były one w stanie pojąc i dostosować sie do podstawowych norm i wymagań w naszej rodzinie.
O !! :))
A teraz w celu zapewnienia większej ilości czasu dla spraw wychowawczych w naszym domu, mamusia udaje sie do lekarza rodzinnego w celu przedłuzenia zwolnienia :))) Miłego dnia !!
magdalenagajewska
19 marca 2009, 16:43...że "nie jest klęską rodzica zapodanie klapsa na pupe dziecka, a klęską jest nie znalezienie sposobu na rozwiazanie problemów." Nic dodać, nic ująć :) Mądraś Kobitko, mądraś :) eM.
Hejho
19 marca 2009, 09:08tez mam dwojke i wiem jak to jast...przeczytałam wszystkie zaległe wpisy...moi chłopcy sa rózni...i mały bardzo chce byc taki jak duzy...a nie jest...nie jest mniej zdolny, ani mniej posłuszny..jest inny i jak mysle i nawet jemu jest tez trudno czasem ta innosc zaakceptowac... czasem widze jak sie stara byc taki jak starszy... a z drugiej strony on ma podobna do Twojej córki umiejetnosc manipulowania innymi... co do klapsów...to jestem przeciw...ale skutek wazniejszy
calineczkazbajki
19 marca 2009, 09:04że tylko klaps pomoże ...
sikoram3
19 marca 2009, 09:02najwzniejsze jest rozwiazanie problemu z dziecmi ,nie za nie i nie dla nich. Ja uwazam ze klaps to nie terror .Jesli chodzi o to co kwartak to cos innego to zgadzam sie z toba bo sama tak swego czasu mowilam . Takie jest zycie , przezyjemy to a potem bedziemy milo choc nie wszystkie rzeczy mile byly wspominac .A historia zycie ciegle sie powtarza ,problemy te sama tylko sytuacje inne.