"Kompulsywny optymizm jest jednym ze sposobów na związanie naszego lęku tak, abyśmy nie musieli sie z nim konfrontowac".
"Pierwszym krokiem na drodze do wyzdrowienia jest porzucenie przywiazania do tego , co nazywamy pozytywnym myśleniem."
"Pozytywne myślenie opiera sie na nieświadomym przekonaniu, że nie jestesmy wystarczajaco silni , aby zmierzyc sie z rzeczywistoscia."
"Potega negatywnego myslenia wymaga siły, aby zaakceptować, że nie jestesmy tak silni, jak chcielibyśmy wierzyć.Nasze wyobrażenie samych siebie jako nieodmiennie silnych powstało po to, aby ukryć słabosc- wzgledną słabośc dziecka. Nie powinnismy sie wstydzic naszej delikatnosci .Człowiek może być silny ,a jednocześnie potrzebować pomocy, może być potęzny w pewnych dziedzinach życia i bezsilny lub zagubiony w innych.Nie możemy zrobić wsystkiego co myślimy.Jak to sobie uświadamia wiele chorych osób , niekiedy zbyt późno, próba dorównania własnemu wyobrażeniu o sile i odpornosci prowadzi do stresu i zaburza naszą wewnętrzna harmonie"."
Powiedziałam wczoraj Roksanie w rozmowie telefonicznej, że w kontaktach z ludźmi najczęściej spotykam sie z określeniem - "bęęędzieee dooobrze" , z wyraźnym akcentowaniem samogłosek "ę" i "o". To okreslenie powoduje we mnie napiecie wewnetrzne i jakis rodzaj buntu. Roksana stanęła w obronie tych wszystkich , pocieszjacych mnie ludzi, którzy i tak nie mają łatwego zadania, ponieważ trudno jest im sie odnaleźc w obliczu mej choroby. Po prostu nie wiedza jak sie zachować.Rozumiem to.
Tylko,że trzeba stanąc po tej stronie barykady żeby dowiedzieć sie , że takie okreslenia obliguja chorego do pozytywnego myślenia, stworzenia poczucia bezpieczeństwa i komfortu słuchajacemu, a nie nam samym.
To kto tu kogo chce pocieszac??
Od dłuższego czasu odczuwałam jakis dziwny rodzaj napiecia, poszukiwałam słow , aby nazwać ten niepokój, który mnie ogarnia w trakcie kontaktów z otoczeniam. I wiem.
To ja wszystkich pocieszam, swoim zachowaniem stwarzam otoczeniu komfort myślenia,że mi na pewno nic nie grozi.Swój strach i ból ukryłam gdzies daleko w podświadomosci nawet dla samej siebie, ale wreszcie pękam.
Nieświadomie nie pozwala sie używac słów, choroba, rak, przerzut, śmierć, bo słysze - cicho, przestań, nie mów tak, kto, jak kto, ale Ty dasz rade, jesteś silna, wygrasz........grunt to pozytywne myślenie.
Zamiast wpływac na chorego, zamiast go "pocieszać", wymuszać deklaracje, kazać mu sie uśmiechac kiedy nie jest do tego skory , może po prostu lepiej w milczeniu go wysłuchać??
Roksana to jest moja odpowiedź na pytanie o zachowaniw w obliczu choroby Twej przyjaciółki. Pozwól jej mówić o wszystkim.Nie da sie cięzko chorego pocieszyć żadnymi słowami.
I dziekuje ,że mnie wysłuchujecie. :)))
tomija
29 listopada 2008, 21:43zgadzam sie z Toba w 100% i uwazam ,ze mozna to odniesc do kazdego ludzkiego problemu, bo ludzie nie lubia problemow i unikaja rozmow o nich jak ognia, a ten ktory juz ma to cos co uwiera innych po cichu niesie ten krzyz, byleby nikomu nie popsuc komfortu psychicznego i nie skrzywdzic go swoim uzalaniem, ja mam taka przyjaciolke super dziewczyna ,ale do problemow tylko ona ma prawo, bo mi nie mozna peknac i sie poplakac i po prostu byc nieszczesliwa ona zaraz mowi ze jest bardziej nieszczesliwa od mnie, juz nauczylam sie nie otwierac przed nia , ale czy na tym polega przyjazn?mysle ze dobrze ze drazysz temat, lepiej byc swiadomym swych uczuc i potrzeb a nie myslec i czuc tak jak wypada i tak jak chca inni. lubie wysluchac co u Ciebie...buziaki
erwinka
29 listopada 2008, 17:27przyszłam posłuchac co u Ciebie:)
monika735
29 listopada 2008, 16:13domyslam się że stosujesz terapie krówkową?...mniam mniam...... ja zaprzestałam... ale w sobte jest dzień dyspensy ..hurraa to dzisiaj!!!! smacznego
monika735
29 listopada 2008, 16:04:-)
agonia65
29 listopada 2008, 11:26Rozumiem to co napisałaś i wiem jak to jest bo trochę w życiu przeszłam. Miałam podobne skojarzenia do Twoich, ale potem zmieniłam zdanie. zaczęło mi brakować tych właśnie pocieszeń, one mi dodawały siły na dalszą ochotę do życia i chęć walki. Może mamy inne charaktery ale myślę, że sam fakt, że są ludzie którzy naprawdę się o mnie martwią i chcą mi pomagać w taki sposób jaki im się wydaje, że jest dobry, to wielka rzecz. ja kocham ludzi i nie wyobrażam sobie zostać sama w jakiejś ciężkiej dla mnie sytuacji. Wiesz Mariola, miałam taką przyjaciółkę do której wystarczyło, że się poszło i pomilczało. Wystarczyło być z nią. Mogłam pomilczeć, przytulić się , wstać i iśc do domu. A teraz nie mam do kogo chodzić bo odeszła sobie nie pytając nikogo o zgodę. Miała wtedy 33 lata i zwykły kamień na nerce, który urodziła. Wdało się zakażenie a żaden lekarz się na tym nie poznał. Wystarczył zwykły antybiotyk i bym miała z kim milczeć. Minęło 10 lat i kicha. przepraszam, że mi się tak zebrało.
tomeczkowa
29 listopada 2008, 08:24masz rację. Bo prawda jest następująca: każdy człowiek kiedy jest chory, jest w tej chorobie samotny. Sam musi ją przeżyć i sam zwalczyć, choćby nie wiem ilu i jak mocno współodczuwających ludzi przy nim było.I wiem, że kiedy mówią do Ciebie " będzie dobrze" , to tak jakby stawiali Ci wymagania, że masz być zdrowa, masz to osiągnąć, bo oni by tak chcieli, i masz znaleźć na to siły, jakby to tylko od ciebie zależało.. niczego nie kapują.. Lecz z drugiej strony, inaczej nie potrafią. Ja bym powiedziała, żebyś mogła się karmić tą życzliwością, troską i ogrzewać się tym ciepłem, którym wszyscy chcą Cię otaczać. Żebyś mogła troszkę otworzyć swój pancerz, skorupkę którą hodujesz, by nie martwić innych swoim zmartwieniem. Wpuścić troszkę ciepła od tych ludzi.
dior1
29 listopada 2008, 00:02że jest Vitalia, prawda? wszystko co boli tu mozna wylac, i żadnych konsekwencji.... ulga, pozdrawiam
magdalenagajewska
28 listopada 2008, 22:48...mądrą babką! :) Buziaki. eM.
siemka2
28 listopada 2008, 22:45Rozwijasz się z prędkością światła. Cudownie, że chcesz rozpoznać w sobie pewne mechanizmy, typowe reakcje. Wsłuchuj się w siebie, a odkryjesz coś, co z pewnością cię zachwyci.
magdast
28 listopada 2008, 22:42.. brudne nie brudne ...jak pamiętasz mieszkalismy na kempingach ..a mylismy si ę raz na X .... jaszczur miał być
magdast
28 listopada 2008, 22:38...chyba cholerna ze mnie egoistka..przeczytałam co napisałaś ...i odrazu sobie pomyśałam ...jak mnie wkurwia ..jak ludzie mnie pocieszają i wymieniają plusy tego , że nie posiadam samochodu.... mówiąc ..no bo do pracy masz blisko i zdrowie **** działa to na mnie jak płachta na byka, albo ...jak mnie pytają znajmi .."masz już kogos?" ( w domyśle posiadasz..zaswwsze zastanawiam się dlaczego ludzie pytaja masz kogos a nie jesteś z kims??? - chyba nienormalna jestem... odpowiadam nowego psa.... aa potem ... płachta sie pojawia ..jak dodają nie martw się kogos jeszcze znajdziesz.... wrrrr cholera ty masz faktyczne problemy a ja o piedołach... chyba ci tak dobrze nie jest... dzis..ale ten fragmenty ksiazek to jak z sekty ...nawet jak prawdziwe...język mi się nie podoba, wogole nic mi sie nie podoba ... bo toksyczna jestem ... hehehhe ... Zadzwoniła do mnie po 3 tygodniach mama... i powiedziala ...zadzwoniałbyś i powiedziała że się stęskniłas .... nie byłam złośliwa... język pogryziony do tej pory boli...
ewikab
28 listopada 2008, 22:08ludzie chcę mieć nadzieję, bo wierza, że gdy powie się "bęęęedzie dooobrze", to tak będzie, to nie stanie się to najgorsze. Tak jakby niewypowiedziane sie nie liczyło. Ja tez mówiłam, że moja siostra wyzdrowieje, chociaż jakaś cząstka mnie wiedziała, że może być inaczej. Jej nawet nikt nie mógł powiedzieć "Bęęędzie doooobrze", bo ona chyba tego nie mogła usłyszeć. Pozostawało wzajemne pocieszanie i nie dopuszczanie myśli, że może przyjść to najgorsze. Nie mogłam mamie powiedziec, że moja siostra umrze, bo mama i tak ciągle płakała, mówiłam "wyjdzie z tego"... ale czy w to wierzyłam?? Nie do końca...
kilarka2
28 listopada 2008, 22:01zakładam, że ona będzie wiedzieć, dlaczego przez nią i dlaczego rośnie?:) pozdrowię, jutro do niej napiszę smska - chyba że znów mi pobudkę telefoniczną zrobi jak w ubiegłą sobotę i opowie ile drożdżówek wiezie w swoim tico - brutal z nie, prawda?:) spokojnej nocki, pa
kilarka2
28 listopada 2008, 21:49czy rozumiem? tego nie wiem. Na pewno rozumiem tą potrzebę pogadania, które nie kończy się protekcjonalnym poklepywaniem po ramieniu "będzie dobrze, poradzisz sobie". Wiem, że znasz realia, że bierzesz wszystkie opcje pod uwagę. Że wierzysz mocno w to, że dasz radę, że pokonasz to paskudztwo - i ja mocno wierzę w to, że dla Ciebie jest przewidziany happy end i że to tylko taka zagrywka od Boga, żebyś mogła się jeszcze bardziej utwierdzić w tym, co i kto jest dla Ciebie w życiu ważny i dla kogo Ty jesteś ważna. Znasz to... gdy pacjent ma naprawdę silną wolę życia to medycyna jest bezsilna ;) i tej wersji się trzymajmy. I jak czytam te Twoje wpisy o "mądrościach" w książkach, jak to niby stres Cię doprowadził do choroby itd itp... to wiesz, ja sobie wtedy myślę "k***, poje***ło ich?". Tylko w moich wypowiedziach nie ma wtedy gwiazdek ;) dopiero by się można było doprowadzić na skraj doła gdyby się zaczęło rozważać taką opcję jako wiarygodną. Widocznie tak ma być, jak sama często piszesz. Tak ma być, po coś Cię tym obarczono i może kiedyś się dowiesz, jaki był cel Twojego oswajania choroby. p.s. i tak wiemy, że chodziło Ci o to L4 ;) A tak poważnie to zawsze mnie rozczula Monia, która jeśli kilka dni nie zagląda w net to dzwoniąc zawsze najpierw pyta o Ciebie. Nawet gdybym nie lubiła Cię czytać to i tak musiałabym tu zaglądać, żeby móc Moni sprawozdania zdawać - całe szczęście, że się nie muszę przymuszać :D ściskam naprawdę mocno
viridian
28 listopada 2008, 21:47- trzeba się uczyć. Druga sprawa, że ludzie tak mówią, bo Ci życzą dobrze, chcieliby, żeby to się ziściło :) Ale bywa i tak, że chorego jego choroba zupełnie przygniata do ziemi i właściwie o niczym innym nie mówi. Staram się wysłuchać, choć mam wrażenie, że zupełnie nie pomagam. A stan chorego nie jest tak zły, żeby już kompletnie nic dobrego nie miało go nigdy spotkać. Myślę, że i w chorobie może być dużo rzeczy w ciągu dnia, które cieszyłyby, gdyby zostały zauważone. Wtedy odwrócenie uwagi od tego widma, może dać trochę odprężenia. Ty cieszysz się życiem, chowasz swoje smutki, a razi Cie brak zrozumienia. Ten przypadek, o którym piszę, to sytuacja odwrotna. Różni ludzie - rózne recepty. Pozdrawiam serdecznie :)
kilarka2
28 listopada 2008, 21:30widzisz, Chyba rozumiem o co Ci chodzi. Rok temu przechodziłyśmy tu na vitalii ciężką chorobę nowo narodzonej córeczki naszej vitalijki, kilka miesięcy później niestety historia zakończyła się bez happy endu. Wiem, że rozumiesz, co to dla niej znaczyło, bo sama przeszłaś podobną drogę. I najpierw było "będzie dobrze" - ze wszystkich stron, w świecie wirtualnym i realnym. Po śmierci malutkiej ze świata wirtualnego zniknęła, został tylko świat realny. I się okazało, że nie ma tematu, że nikt z nią nie rozmawia - rozumiem argument, że ludzie się boją tak trudnych tematów, że nie wiedzą co powiedzieć, by nie urazić osoby, tak jak ja nie wiem, czy nie piszę Ci rzeczy, które Cię denerwują - może wcale nie chcesz mnie czytać i tylko z uprzejmości mi tego nie piszesz? i wiem, jak bardzo ona zawsze podkreśla, że się cieszy, że ze mną może porozmawiać, że ja po prostu posłucham, nawet jeśli są to rzeczy, gdzie w życiu bym nie uwierzyła, że mogę siedzieć przy niej i tego słuchać - ale wiem, że ona musi z kimś porozmawiać. I staram się być tą osobą, która posłucha, czasem poradzi, jeśli ona tego potrzebuje - a jeśli tylko chce się wygadać - to posłuchać... niby oczywiste, że tak trzeba, ale widocznie nie tak bardzo i nie dla wszystkich... trzymaj się Mariolka, jesteś prawdziwą babą z jajami. :)