Cóż za poranna cisza :) 5:50 :) Mąż cichutko chrapie do uszka, kot obciąża kolana, a szczur lata po głowie :)
Oprócz śpiących dzieci mieszka z nami też choroba.
Choroba zadomowiła sie w naszym życiorysie, miesza w nim, reorganizuje go, próbje nas ustawiać, opanowała nie tylko moje ciało ale i umysł. Chyba czas sie z nią zaprzyjaźnić, przyjąć w skromne progi i nauczyć się z nią zyć.Inaczej nam wszysko zepsuje.
Kiedy adoptowaliśmy maluchy to kot schował sie do szafy i przez dobry miesiac z niej bez potrzeby nie wychodził. Kiedy zorientował się ,że sytuacja nie jest tymczasowa powolutku pogodził sie i dostosował.
Pora i na mnie. Czas wychodzić z szafy :)))
Czytam książke pt. "Ciało a stres" , a z niej dowiaduje sie, że dużym prawdobodobienstwem powstania choroby jest długotrwały stres. Nie taki stres spowodowany życiem codziennym, ale taki spowodowany ciągła wolą sprawdzania sie, spełniania cudzych oczekiwan, chronienia innych przed nastepstwami różnych zyciowych klęsk.
Ja mam faktycznie wszystko pod kontrola. Mam też świadomość, że moja niepełnosprawnosć nie jest tymczasowa, ale póki co to na nic sie ta świadomośc nie przydaje.
Oddanie pewnych spraw życia codziennego pod kontrole innych domowników sprawia mi ogromne kłopoty.
Rozmawiamy z Darkiem o tym od dwóch dni.On próbuje mi wytłumaczyć, że pewne sprawy nie są ważne, pewnymi moze zając sie on ,a z niektórych można po prostu zrezygnować,ale dla mnie na razie to tylko teoria.Męczę sie strasznie.
Np. złapałam się wczoraj na poczuciu winy z powodu braku chleba w chlebaku i, że Bartek nie bedzie miał z czego zrobić sobie kanapki. Każdy zadaje pytanie - i cóż z tego? Nic. Dorosły facet na pewno bez problemu da sobie rade, ale to poczucie winy jest silniejsze ode mnie.
Ja lubie byc za to wszystko odpowiedzialna.
W ksiązce autor przekonuje mnie, że ja nie lubie, lecz mechanicznie poczuwam sie do tego rodzaju obowiazków.
Tja.........
No to mam poważny problem ze sobą.Czas popracować nad tym.
A druga sprawa to obracanie w żart wszystkiego co mnie dotyka w celu ochronienia ludzi zzewnątrz przed zakłopotaniem i okazywaniem mi współczucia. Hmmm, podobno sama tego nie wymyśliłam i robią tak miliony cięzko chorych ludzi.
Teraz troche sie pogubiłam. Prawdą jest, że tak czynię, ale czy to jest coś złego?
Czy gdybym cierpiała, wylewała na wszystkich swe frustracje to wyzdrowiałabym??Nie sądzę.
Mam pogodna nature, lubie sie śmiać , żartować, a ta skłonnośc pomaga mi przetrwać trudne chwile. Taka jest jest moja teoria i tej wersji bede sie trzymać :))
Jeszcze dwa miesiace temu byłam przekonana, ze nie jest mi potrzebna zadna pomoc psychologiczna. Dzis uważam inaczej. Mam umówić sie z pewna osoba na terapie i tak też uczynie. Spróbuje to wszystko sobie poukładać żeby nauczyć się życ ze swoja niepełnospranościa i troche odpuścic sobie :))))
tomeczkowa
26 listopada 2008, 06:06taką mam refleksje, kiedy czytam Twoje wpisy - doszukujesz się w sobie winy za własną chorobę - nadodpowiedzialność, nadopiekuńczość, nadgorliwość. Otóż rozczaruję Cię Mariolu - pomyłka. Nieprawda. Nadinterpratacja. Nie jesteś niczemu winna a już najmniej pojawieniu się chory. To ślepy los, czysty przypadek i zbieg okoliczności w Twoim organizmie. Niczyja wina. To wszystko co robisz i robiłaś dla swoich bliskich - to zwykła miłość. Może głupio napiszę, ale w najcięższych czasach swojego życia myślałam - ludzie w obozach koncentracyjnych żyli i przeżywali straszne rzeczy, i wielu z nich dało radę - ja też dam radę, człowiek może wytrzymać bardzo dużo - tak dużo, że nawet sam nie spodziewa ile.. więc ja też wytrzymam, a co..I Ty też wytrzymasz i dasz radę, :)) bo jesteś tak odpowiedzialna, że się nie dasz:)) Buziaki
Healthy
23 listopada 2008, 11:59Ktoś kiedyś powiedział: Serce ma powody, których rozum nie zna. I miał rację. Ty wiesz, że Darek ma rację, twój rozum to przyjmuje, ale serce? Serce ma swoje powody... Może rzeczywiście przydałoby Ci się Mariolka spotkanie z kimś, kto Ci pozwoli zrozumieć twoje własne serce? A potem pomoże Ci psychicznie wstać na nogi. W każdym razie trzymaj się dzielna dziewczynko.
erwinka
22 listopada 2008, 22:46trzymam kciuki :)uda się bo musi pozdrawiam
Agusienka123
22 listopada 2008, 20:57usmiech to podstawa :-)
tomasia
22 listopada 2008, 17:45byłam ;)
roxy1
22 listopada 2008, 15:41Mariolu przecież Twoja niepełnosprawnośc jest tylko chwilowa, z czasem włosy odrosną, ręka poddana włąściwej fizykoterapii tez odzyska sprawnośc a piersi to kwestia dobrego chirurga plastyka więc pozostała Ci tak naprawde psychiczna strona zagadnienia więc głowa do góry i optymizm na pierwszym miejscu-kto da rade jak nie Ty?
otulona
21 listopada 2008, 21:00garnki suszą się na płotku! Garnki same się nie myją, lecz inni bez tego żyją:)) Są maszynki znakomite do umycia - szkoda życia! Chlebka nie ma? Wyśmienicie! Naleśniczki uczynicie! Jest to proste i przyjemne, ja się zdrzemnę! Kurzyk lata? Jego sprawa! Za to pisać jest zabawa, palcem serce, kocham mamę, słońce praży i już uśmiech jest na twarzy:)) Wyłaź kotku...:)) Napisałam Ci wierszyk pomocniczy... "Czy gdybym cierpiała, wylewała na wszystkich swe frustracje to wyzdrowiałabym??Nie sądzę. Mam pogodna nature, lubie sie śmiać , żartować, a ta skłonnośc pomaga mi przetrwać trudne chwile. Taka jest jest moja teoria i tej wersji bede sie trzymać :))" Ja też bym się trzymała tej wersji - to nic złego, ja mam coś takiego, że nawet nie chcę Ci współczuć i też obracam wszystko w żart, bo mi się wydaje, że tak będzie Ci łatwiej przetrwać trudne chwile, a odczujesz czyjeś zainteresowanie niezależnie , a to Cię - ukoi....Poza tym dlaczego mam współczuć wspaniałej, szczęśliwej i kochanej oraz kochającej osobie??? Raczej mogę Ci zazdrościć...:))Ale nikomu niczego nigdy nie zazdroszczę. Byłam kiedyś zazdrosna o P.M. , ale to dawne czasy. Przewartościować hierarchię nie zaszkodzi, tu się zgadzam z książką, a ponieważ trafiłam Bogu dzięki do psychologów (i psychiatry)1,5 roku temu, to jeszcze żyję i bez ciężkich chorób. Polecam Ci piosenkę: "Przewróciło się" :))) Całuski!
siemka2
21 listopada 2008, 19:51Autorką tej bajeczki jest moja Pani psycholog. U niej byłam na terapii. :)
mikrobik
21 listopada 2008, 19:46Masz racje z tym psychologiem. W tym roku byłam z bliską mi osobą w warszawskim Centrum Onkologii i przypadkowo rozmawiałam z młodą kobietą (trzydzieści kilka lat), która była w podobnej sytuacji jak Ty. Chodziła na spotkania ze szpitalnym psychologiem. Powiedziała, ze dzięki niemu mogła sobie poukładać w głowie pewne sprawy, pomógł jej dostrzec właściwą hierarchę ważności i zawdzięczała mu b.wiele. Nam się wydaje, że damy radę ze wszystkim, ale w końcu od tego są tego rodzaju specjaliści, aby pomóc.
parda1
21 listopada 2008, 19:04znasz to skądś? http://kobieta.wp.pl/kat,49400,wid,10592261,title,Syndrom-Zosi-Samosi,wiadomosc.html
lmatejko67
21 listopada 2008, 17:41mam nadzieje,ze pozwolisz mi sie tak do ciebie zwracac: odpuscic sobie to chyba dobra rzecz i zmierzasz w dobrym kierunku. Nawettrudno mi sobie wyobrazic przez co przechodzisz a i tak znosisz to wszystko dzielnie. Podziwiam i jeste pod wielkim wrazeniem tego co i jak piszesz.
DOROTAINKA
21 listopada 2008, 15:02smiech to zdrowie, wiec zycze ci go jak najwiecej i to niewazne z jakich powodow.
calineczkazbajki
21 listopada 2008, 12:36mnie moja choroba dużooo nauczyła i nie jestem szczęśliwa ,że ją miałam , ale jestem szczęśliwa ,że zmieniłam i zmieniam swoje życie na lepsze ,,,
siemka2
21 listopada 2008, 12:16W moim pamiętniku jest coś dla ciebie.
siemka2
21 listopada 2008, 11:58Mariolu, jestem po terapii i przynaje żyje mi się łatwiej. Terapia to poukładanie sobie pewnych mechanizmów, zwyczajów, nawyków, które wzrastały z nami od dziecka. Zrozumienie pewnych spraw. Polecam Ci książkę "sekret", "potęgę podświadomości". Może kiedyś to czytałaś, ale teraz wróć i przypomnij sobie. Jestem pewna, że nasze myślenie ma duży wpływ na nasze życie. Na nasze odczuwanie rzeczywistości. Co czujesz kiedy czytasz to zdanie: "Dziś świeci słońce, ale jutro będzie padał deszcz" A co czujesz kiedy czytasz to zdanie: "Jutro będzie padał deszcz, ale dziś świeci słońce." Nastawienie, przestawienie naszego myślenia wiele nam daje. Ale najpierw trzeba się uporać z poczuciem krzywdy, z poczuciem winy. Uwierzyć w to, że wszystko co się dzieje nie do końca możemy kontrolować. Nie do końca mamy na to wpływ i musimy się z tym godzić. Jeżeli nie wierzysz w Boga, uwierz w energię z kosmosu, w prawo przyciągania. Poszukaj czegoś, co da ci wytłumaczenie na to co dzieje się bez naszego udziału.
tomeczkowa
21 listopada 2008, 11:19w ciężkich czasach swego życia, nie tolerowałam współczucia. Więc nie napiszę że współczuje Ci choroby. Dziękuję że piszesz, bo oswajasz nasze strachy przed tą chorobą. Przybliżasz. A od Vitalijek wiesz, że zawsze któraś przy Tobie jest, nigdy nie jesteś sama. Przesyłam Ci całą dobrą energię jaką można przesłać drugiemu człowiekowi. Wyzdrowiejesz.
jolamik
21 listopada 2008, 10:08Mariola a może kazda kobieta tak ma?? Ja się ostatnio przyznałam siostrze która przechodziła depresję, że chyba mam pierwsze objawy - ja usmiechnięta od zawsze, zbawiająca swiat, z idiotycznym poczuciem odpowiedzialnosci za wszystkie błedy tego świata, pocieszycielka wszystkich dookola, poukładana Jola... ja przez ostatni tydzień miałam chyba ze 3 dni takie że pozwoliłam sobie na płacz i beznadzieję, po czym jak tylko troszkę doszłam do siebie natychmiast opierdzielałam się w myslach i wracałam do pionu bo przecież nie mogę sobie pozwolic na chwile słabości... ale poniewaz jestem mądrą dziewczynką to wiem że do jasnej cholery cos jest nie tak ale nie potrafie zresetować sobie mózgu... siostrzyca się tak przejeła że dzisiaj przyjeżdża pogadać ze mną i mam nadzieję że u mnie to tylko jesienna zwała... Łatwo powiedzieć odpuść sobie wyluzuj, myślę Mariolu że tego się po prostu trzeba nauczyc... nie wiem jeszcze jak ale jak znajdę jakiś złoty środek to dam znać :))) a może ktos wie jak to się robi??
ZielonyGroszek
21 listopada 2008, 08:24Dzielna Kobieto :)) Poczucie Odpowiedzialności (tej przez duże "O") jest niestety i moją domeną, a ciągle nie posiadłam umiejętności "delegowania uprawnień" na męża. Muszę poszukać sobie tej książki. Zdrowiej!
malgoska1571
21 listopada 2008, 08:14Nie mam co się do Ciebie przyrównywać,jednak mam cos takiego -to jest chyba taka nadopiekuńczość nad bliskimi .Brakowało mi chyba tego w moim domu i dlatego w swoim przesadzam z tym.Mąż nieraz mi zarzuca ,ze przesadzam i wychowam mamisynka.Chyba jednak tak sie nie stało.
roztoczanka
21 listopada 2008, 06:56dziękuję za to, że to wszystko piszesz... Dobrego dnia