Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kryzys.
4 kwietnia 2007
Nie wiem kiedy ostatnio ryczałam. Dzisiaj jak zadzwoniła córka i powiedziała, że jedzie na jeden dzien do nas , to mialam kluske w gardle .
Ale jak przeczytałam Wasze komentarze to ryczę jak bóbr.
Boze, zeby tylko Bartek mnie teraz nie zobaczył, albo któreś dziecko nie wstało .Nikt mnie tak nie rozumie jak Wy , Matki-Polki, pedagozki i psiapsiółki.
Jestem twarda baba, a dzisiaj usmarkałam się po pachy.Ech....ale już mi lepiej.Strasznie jestem spięta.Wiem,że musze wyznaczać dzieciom granice, ale nie wiem czy to nie jest za wcześnie.Boje sie,że czasem jestem zbyt oschła, a za chwile martwie się ,że za duzo im pozwalam.Patryk jest już barzdo samodzielny, ale upiera sie żeby go karmić i ubierać, przy tym jest czesto taki smutny, że gubie sie i nie wiem jak mam z nim postepować.
Wszystkie dzieci wkoło choruja, więc każde ich kichniecie czy kaszlniecie powoduje u mnie paraliż.
Boję się, że za słabo je karmię, że za lekko ubieram i że ich nie rozumiem, a one mną manipuluja, a ja boje sie , że za dużo od nich wymagam i że je krzywdzę.
POczytałam troche stron o rodzinach adopcyjnych i wiem,że to co teraz przeżywam , przeżywały setki rodzin, ale jakoś mało mnie to pociesza.
Koleżanka powiedziała,że jak patrzyła na swoja adoptowana córkę to myślała, że jak jej nie pokocha to przynajmniej poprawnie ja wychowa.Teraz świata poza nią nie widzi.Kurde,kurde,kurde!!
Musze się opanować, bo zaraz przyjedzie Agata.Nie chce żeby pomyślała,że żałuje swojej decyzji.Bo nie żałuje, ale to nie znaczy,że jest mi łatwo.
A tak w ogóle, to wszystko jest w jak najlepszym porządku.Dzieci wstały po 7:00 , razem ścieliliśmy łóżka, robiliśmy śniadanko i obiadek i razem wstawialiśmy naczynia do zmywarki.Bardzo chetnie mi pomagaja i lubia wspólnie cos robic.
Tylko ja mam ciągle takie wewnetrzne poczucie, że czegoś nie zdaze zrobic, że cos robię nie tak. Ech, jeszcze mnie dopadnie jakas depresja :((
Dziękuje dziewczyny ,że jestescie i tak mnie rozumiecie.
Wyryczałam sie i naprawde kamien spadł mi z serca.
Fufka
4 kwietnia 2007, 19:58przeciez nikt nie mówił że będzie wam łatwo. Denerwujesz się, jestes sfustrowana ale to chyba normalne. Czas wszystko pokarze ty zrozumiesz dzieci a one ciebie i męża. Dzieciaczki sa u was dopiero parę dni i próbują ile mogą a na co co im nie pozwolicie. Wiem łatwo sie pisze. Ja jedna wiem że znajdziesz najlepsza drogę na rozwiązanie wszystkich trapiących cię "niewiadomych". Uśmiechnij sie i otrzyj łzy..... bedzie dobrze ja to wiem i ty na pewno tez. Pozdrowienia dla całej rodzinki.
karenina
4 kwietnia 2007, 19:24Jak tak patrzę na Twoje zdjęcie i dzieciaków... to naprawdę odnaleźliście się... To są Twoje, Wasze dzieci...!!!!<br> Dużo radości w Święta i zawsze...<br><br><img src="http://img50.imageshack.us/img50/8056/pic20070103194751nh7.jpg" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us" />
Machala
4 kwietnia 2007, 18:51kolejny raz dzisiaj i na nowo wszystko czytam...tak cię tu będę nachodzić aż mnie ze ścierką pogonisz..hihi. JAK czytam, że Patryk prosi o ubieranie ( to takie sprawdzanie granic na które mama się zgodzi i ile się da wydębić dla siebie) to przypomina mi się jak stosowałam różne śmieszne metody wychowawcze, żeby nauczyć swoje dzieci pewnych, wygodnych dla mnie nawyków. Jak Iga zostawiała całą zieleninę w talerzu (bo tadek-niejadek, to już wolę mięsożerną Kaję), a wiedziałam, że bardzo chce mieć długie włosy to tak od niechcenia rzucałam, niby wcale nie do niej:" A wiesz tatusiu,jak po zielonej pietruszce rosną włosy?Jola to nawet na kanapki sypie taką zieleninę a włosy to już do pasa nosi"....i zerkałam jak Iga pietruszkę pod ziemniaka chowa i zjada. Wiele takich trików miałam, chłopcy to pewnie duzi i silni rosnąć chcą i tu jest pole do popisu:takie samodzielne ubieranie to dopiero masę mięśniową rozwija..hehe. Buziaczki!
Bozka1
4 kwietnia 2007, 18:34mama dla swoich rodzonych dzieci i taką jesteś dla Oliwki i Patryka. To, że czujesz się czasem zagubiona, zmeczona, dręczysz się, czy Twoje decyzje sa trafne-to normalne. Byłoby nienormalne gdybyś nie miała dylematów. Wszystko sie z czasem unormuje. Nauczycie się siebie wspólnie, a wyryczeć się trzeba czasem-inaczej za dużo wody sie zbiera w organiźmie. Uszy do góry! I usmiech na pyszczek. Bedzie pięknie!
pusia61
4 kwietnia 2007, 16:44córcia przyniosła nie dawno ze szkoły książeczkę Katarzyny Kotowskiej(jeśli dobrze zapamiętałam) pt. Jeż taka dla dzieci do przeczytania w pięć mimut o adoptowanym chłopcu ale szczeże polecam gdyż jest skarbnicą mądrości a przy okazji pozdrawiam całą duuuużą rodzinkę
ewikab
4 kwietnia 2007, 16:32<img src="http://img233.imageshack.us/img233/8067/ostern51qe5.gif" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us" />
Machala
4 kwietnia 2007, 15:09to nauka pewnych reguł waszego domu i wygospodarowanie czasu na inne rzeczy, w tym czas dla siebie...to tylko odniesienie do poprzedniczki... Mariolka, wiesz dlaczego moje dzieci chodzą spać o 21 najpóźniej ( w tym Ola, której koleżanki siedzą do 11)? Bo chcę mieć czas dla siebie i męża. A jak jest kąpiel zawsze o tej samej porze a potem obowiązkowo bajka to maluchy pilnują tego bardzo i potem zasnąć nie mogą jak im sie coś zmieni. W przypadku 2 i 4 latka konsekwencja dotyczy spraw podstawowych(np mycie zębów), ale to sie potem przenosi na wszystko, wierz mi. I tutaj możesz wyznaczać granice, bo tak w ogóle to to sa twoje dzieci i twój dom, a nie szkoła wojskowa. Przypomnij sobie swoje pierwsze dziecko? A nie bałaś się , że je za lekko ubierasz i odwrotnie. Teraz masz to samo tylko już zapomniałaś, ale przypomnisz sobie. Płacz, płacz, na pewno już ci lepiej. Emocje opadły a tobie lżej..i na mężu się wyładowywała nie będziesz...hehe . Aaa...i ze wszystkim zdążysz, a jak nie to świat się nie zawali. Po prostu musicie wszyscy przyzwyczaić się do nowej sytuacji, trochę to potrwa, ale minie. Wiem, że dacie radę, na pewno!
clocktime
4 kwietnia 2007, 14:58to nie miałaś żadnych dylematów? Zawsze są! A ty masz jeszcze przygotowanie, podpowiedź od psychologów i bardziej doświadczonych osób i wiesz, co i jak mówić. Wiadomo, że nie wszystko się da przewidzieć i z góry zaplanować, dlatego lepiej czasem zmienić temat, przemyśleć sprawę i wrócić do niej później. A co do wymagań - zawsze są za wysokie ;-)
tulip24
4 kwietnia 2007, 14:31Miłość nie ma nic wspólnego z konsekwencją. Masz być stanowacza, nie oschła. To są tylko dzieci, ale łatwo cię wyczują, jeśli pozwolisz im sobą rządzić. To że są adoptowane, oznacza tylko tyle, że musisz im poświęcać więcej uwagi i częściej powtarzać, że je kochasz i że są najważniejsze na świecie. Reszta pozostaje normą, obowiązki, posłuszeństwo. Zresztą to, że masz tyle wątpliwości oznacza, że sama dobrze to rozumiesz, że myślisz nad tym, co robisz. Mój wykład jest zapewne zbędny. To całkiem naturalne, że nie wiesz co robić. One uczą się ciebie, a ty ich. Będzie coraz lepiej, aż pewnego dnia one już nie będą pamiętały, że kiedykolwiek były gdzie indziej. Pozdrawiam.