Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Znowu dyskwalifikacja. Temperatura 38 stopni... Czułam się jak młody bóg, żadnego kataru, bólu gardła, osłabienia - nic, zero, null. A tu psikus. Przed samym wejściem do gabinetu piekły mnie poliki, ale byłam i jestem przekonana, że to strach.
Po powrocie do domu zmierzyłam temperaturę jeszcze raz. 36,9. Pół godziny temu 37,1. Albo coś się zaczyna, albo nie wiem. Najwyżej łyknę coś na noc.
Oglądam "Kobiety mafii". Miałam zrobić obiad na jutro do pracy, ale nie chce mi się. Najwyżej sobie odmrożę warzywa na patelnię.
Wiosna122
14 września 2019, 20:56teraz wirusowy czas ';/ duzo zdrowia
Maria.ola
14 września 2019, 21:08Dzięki i wzajemnie ;)