"Odprawiłam" męża do pracy, córcia pojadła sobie więc zapewne do 8-9 pośpi, więc mamy troszku niedzieli tak tylko dla siebie :)
Prysznic, peeling kawowy i trochę wcierania w siebie balsamu antycellulitowego... efekt placebo, ale wmawiam sobie, że coś działa. Zmycie oleju i maski z włosów.
Poranek w sumie wystartował od lurowatej kawy rozpuszczalnej z mleczkiem, po karmieniu oczywiście... No cóż, dziecka kofeiną jeszcze faszerować nie chcę, a do następnego karmienia to aż tak dużo tego chyba nie będzie. Stopniowo zaczęłam wprowadzać ten nektar bogów do diety...Przed ciążą to kaw mogłam pić dziennie tyle ile wody - począwszy od tureckiej, czarnej, mocnej - na słabej, słodkiej rozpuszczalnej z mlekiem kończąc.
W ciąży jak ręką odjął, zrobiłam łyka, i więcej na kawusię patrzeć nie mogłam. Szok, jaki w sumie ten organizm mądry, że sam wie co dla nas czasem jest dobre, co może zaszkodzić. Po prostu kawa mi nie smakowała...
Teraz po troszeczku sobie popije, ale to ledwie płaska łyżeczka na spory kubek, i praktycznie pół na pół z mlekiem.
Do tego standardowo już chyba, owsianka, dziś z dodatkiem wiórek kokosowych i oleju kokosowego tak w ilości "na czubku" noża. Mmmm... pyszne :) Lekki posmak jak princessa kokosowa. W sumie u mnie na śniadania zwykle króluje owsianka, jaglanka, manna, kaszka kukurydziana. Do tego dodatki różne-różniste ;P Od suszonych śliwek, moreli, wiórek, rodzynek, kakao, truskawek czy innych owoców świeżych czy mrożonych... Może poza bananem, którego smaku zwyczajnie nie lubię :)
Drugie śniadanie pewnie skończy się na kromce lub dwóch chleba z twarożkiem+warzywka, ale zobaczymy ;)
Na obiad już smakowicie zerkają na mnie warzywka z ogródka od rodziców. Cukinie, marchewki, botwinka świeża... Zobaczymy, albo skończą na parze z rybcią, albo poleci jakaś lekka zupka. Na razie wszystko w planach. Podwieczorek i kolacja w planach zbyt odległa jeszcze ale jak znam siebie to pewnie skończy się na czymś na słodko.
To chyba na tyle, miłego dzionka wszystkim odwiedzającym życzę i pozdrowienia :)
Margoth.
20 lipca 2015, 11:05Lubię, ale bardzo mi szkodzi :( Albo mam jelito drażliwe albo alergie na fruktozę.. A na badania obecnie zbyt mnie nie stać. Z samoobserwacji widzę, że najbardziej się męczę po większości owoców, szczególnie surowych. Fasolka akurat jest za to mocno wzdęciopędna...
krcw
19 lipca 2015, 14:23ja ostatnio mam fazę na fasolkę szparagowa z piekarnika :D