Jedząc na śniadanie kałużę z żurawiną (owsianka na wodzie), zwątpiłam troszeczkę w powodzenie zmiany jadłospisu. Ale, o dziwo, po kilku łyżkach kwaskowaty męt zaczął mi smakować. Tak, owsianka na wodzie może być całkiem smaczna. Potem uderzyłam w kuskus z jabłkiem, to jest bardzo dobre połączenie, bo i jabłko i kuskus! Aż dotrwałam do obiadu, kurczaka z ryżem i szpinakiem, które to mnie... zatruły.
Myślałam, że dieta daje mi w kość już pierwszego dnia, że jestem osłabiona przez gwałtowne obniżenie liczby kalorii i nieregularność posiłków. Zdrzemnęłam się więc po obiedzie, obudził mnie dopiero kurier ze sklepu i wtedy mnie dopadło. Teraz leżę sobie w łóżku i gdybam nad jakąś bezpieczną kolacją. Z ćwiczeń dziś nici.
Jestem jednak przeszczęśliwa, bo kupiłam tyle warzyw, że moja lodówka ich nie pomieściła. Uwielbiam warzywa i nie mogę się doczekać jak jutro będę je przetwarzać i pochłaniać! Napady głodu mi nie straszne.
Tymczasem idę coś jeszcze przekąsić z nadzieję, że mi nie zaszkodzi. Dla mojej diety mimo wszystko to był bardzo dobry dzień, choć może nie najzdrowszy.
Czuję jednak, że moja lodówka pękająca w szwach i ja dokonamy w moim organizmie jeszcze wiele dobrego :-)
szalona_ruda90LBN
25 marca 2015, 21:03owsianka, nie mogę się do niej przełamać :( no ale Tobie gratuluję :) powodzonka i smacznych warzyw jutro!
margorzka
25 marca 2015, 22:51Dziękuję! Ja sama nie lubiłam owsianki, ale myślę, że każdą potworę kulinarną da się poskromić ulubionymi dodatkami. Z drugiej strony można to to zastąpić czymś innym, ja na pewno nie zamierzam jeść jej codziennie ;-)