Witajcie! Od pewnego czasu życie wolniej płynie. Siedzę na parapecie i wyglądam prze okno. Moglabym tak siedzieć godzinami i nie otrząsać się z tej melancholii, ktora mnie dopadła. Niby wszystko jest ok: pogoda ładna (jak na UK), w pracy się nie przemęczam, chodzę na zumbe 2 razy w tygodniu dla przyrostu endorfin :) i tylko nie usmiecham się tak często jak kiedyś. Moja sytaucja osobista nieco sie skomplikowała. Moj Kochany dostal pracę w ciepłych krajach i od dwóch miesięcy widujemy sie raz na 2-3 tygodnie. Mam do niego dołączyc jak tylko znajdę tam pracę.W UK mam bardzo dobrą, ciekawą pracę i będzie mi trudno z niej zrezygnowac, ale decyzja w mojej głowie zostala juz podjęta. Love and dream have to go first... To jest spełnienie naszych marzeń - caffee latte na dużym balkonie z widokiem na morze i wspolnie oglądane zachody słońca. Staralismy się o to prawie 2 lata, tyle tylko, że ofert pracy dla mnie na razie nie ma. Wysyłam wiele aplikacji o pracę, wiem, że to trochę trwa, ale jakos nie najlepiej sobie radzę ze znoszeniem tej tymczasowej sytuacji.
Problem zaczyna się, gdy wracam do domu. Zjadam normalna kolacje (obiadokolację), a mój mózg domaga się więcej. Przygotowuje więc sobie lekki deser- owoce z jogurtem albo wafle ryżowe z ciemną czekoladą, a mózg nadal krzyczy: więcej, więcej! Zlapałam sie na gorączkowych myslach co by tu jeszcze zjeść, chociaż jestem syta. To tak jakby wpychanie do żołądka kolejnych porcji miało unicestwić to napięcie w głowie, sercu i żołądku. Paradoksalnie, po ubraniach i mniej pełnych policzkach zauważyłam, że schudłam...
Czy tak objawia się tęsknota u trzydziestolatek? Nie płaczem po kątach i gorączkowym pisaniem listów milosnych (tak bym pewnie się zachowywała 10 lat temu), ale przygaszeniem i ciszą, lękiem przed nieznanym i jednoczesnym ogromnym pragnieniem zmiany.
Mój Kochany zawsze mówi mi, ze życie to odkrywanie tajemnicy i smakowanie jej każdego dnia, a nie brudnopis, w którym bazgrzemy i obiecujemy sobie, ze przepiszemy to na czysto w nowym zeszycie. Wiem, że zmierzam w dobrym kierunku i jest wiele rzeczy, ktore dają mi radość kazdego dnia, ktory przybliża mnie do spełnienia marzenia. Czasami trudno jednak mówić sercu, że później, jesli ono pragnie teraz...
Przepraszam, że trochę smutkiem zawialo z tych moich wynurzeń. Każdy czasem ma trochę słabszy dzień, a ja nie lubię tego uczucia braku kontroli nad własnymi emocjami. Chyba czas zacząć przyglądać się sobie, a nie tylko próbować zmieniać to, co wychodzi poza schemat.
A z niekontrolowanym zjadaniem wszystkiego co się ma pod ręką można sobie łatwo poradzić. Za każdym razem, gdy orientuję się, że stres goni mnie do lodówki, idę na spacer. Za ktorymś razem myśle - ok, nie jem już, bo nie chce mi się znowu spacerować :)
Pozdrawiam Was serdecznie i z uśmiechem, bo slonce zachodzi, ale też i wschodzi każdego następnego dnia.
LeiaOrgana7
13 lipca 2011, 12:25Ciągłe myślenie, co by tu jeszcze przeżuć ;) Dopiero jak poczuję pełny brzuch dociera do mnie, że przesadziłam i nie tak mialo być. Muszę zacząć spacerować... a Tobie życzę znalezienia pracy, rozłąki to największe zło.