Mimo, że pogoda pod psem (gdzie ta wiosna ?!) zaliczyłam godzinny szybki marsz i ćwiczenia na osiedlowej minisiłowni (takiej na dworze) niedaleko mojego bloku. Po powrocie prysznic, balsamik ujędrniający a teraz parzy się mięta, do której tak się przyzwyczaiłam, że czekam na wieczór kiedy będę ją pić. Jestem w szoku, że się nie daję niechciejowi, który zawsze nachodzi mnie przed @. Walczę z nim ostro. Jak na razie 1:0 dla mnie .
Młodsza córa mi się trochę rozłożyła i nie może coś dojść do siebie. Całą zimę nic a teraz proszę. Nie jestem zwolenniczką chodzenia do lekarza z każdym katarem, nie chcę jej paść antybiotykami przy bele infekcji (ta sztuka udaje nam się już 3 lata). Ale tym razem chyba łatwo się nie wywiniemy. Zapiszę ją prewencyjnie do lekarza na wtorek i jak nie będzie poprawy do tego czasu to trzeba będzie iść.
Mam nadzieję, że jutro będzie na wadze mniej niż 95. Wtedy przekroczę 10kilogramowy spadek