Pamiętniczku wybaczysz mi nieobecność?
Taki wielki wpis przed wczoraj zrobiłam i przepadł. Nie ma :(. Tyle dni chciałam coś napisać tu. Tyle razy chciałam wrócić do Ciebie. Nie dałam rady. Pisałam na kartce, pisałam w telefonie.Te wszystkie wylane słowa, emocje na kartce są takie pełne bólu i cierpienia, że osoba, która kawałek przeczytała zaczęła łzawić. Tyle bólu we mnie jest, tyle smutku i cierpienia, męczy mnie to okropnie. Czas tak szybko leci. Dopiero był 5 kwiecień, najgorszy dzień w moim życiu, a już minęły 4 miesiące. Gdzie ten czas się podział?
Nie ma dnia, nie ma od 5 kwietnia ani jednego dnia, żebym nie myślała o M. Mimo wszystko tak bardzo tęsknię. Usycham wręcz czasem. Słyszałam wiele przykrych słów z jego ust, mimo to próbowałam przetrwać. On cierpiał, z bólu zdarzyło się powiedzieć, że nie wie kim dla niego jestem. Zawsze wybaczałam i dawałam szansę. a ja? Raz w życiu wyrzuciłam wszystko co myślę. Miałam prawo wybuchnąć. Miałam prawo na wszystko. Poronienie, samoistne, wywołane czy zabieg, to wszystko są hormony i tego nie da się obejść. To wielka burza w organizmie kobiety, z którą często nie da się poradzić. Spadanie HCG jest najgorsze. To nie moja wina, że wpadłam w panikę, histerię, że mówiłam co ślina naniosła mi na język. Szczerze? Ja nawet wszystkiego nie pamiętałam i nie pamiętam co mówiłam, co się działo. Wiem, że byłam w rozsypce. A M? Zamiast stanąć na wysokości zadania i być mężczyzną, był raczkującym niemowlakiem. Zostawił, wyszedł, wyprowadził się. Od razu.
Chce mieć wszystko, ale od siebie nie daje nic. Łapie i szuka dziewczyny, która się zakocha i będzie chciała jak najlepiej dla niego. Łapie w sidła i wie, że nie musi nic robić, ale do czasu. Karma wraca.Zostawił mnie w najgorszym stanie psychicznym w jakim może znaleźć się kobieta. Poronienie, hormony i odejście człowieka, który był dla mnie całym światem. Mówił, że kocha, codziennie. Na prawdę? To jakim cudem w 2 tygodnie zamienił mnie na inną? Kopnął jak szmatę w kąt. Jak można zostawić kogoś, kogo się kocha? Bo nie rozumiem. Odpowiedź jest jedna, nie kochał. On nigdy nikogo nie kochał, sam siebie nie kocha. Nie wie co to miłość. Dla niego liczy się na pierwszym miejscu samochód, drugim pieniądze, trzecim praca. Nie ma i nie było w nim miejsca dla mnie. O przepraszam, jeszcze jego potrzeby na równi ze wszystkim.
Kobieta przy mężczyźnie powinna rozkwitać jak najpiękniejszy kwiat. A ja? Zwiędłam, zaniedbałam się. Zaniedbałam się przez niego, albo może przeze mnie? Bo był najważniejszy w moim życiu. Ale to nie jest najgorsze. Miał wszystko, dach nad głową, śniadanie do pracy, obiad w domu, kolacje, seks, wszystko. Dla niego się tylko on liczył. Nie obchodziło go co się dzieje ze mną. Zabieg, łyżeczkowanie, bezwzględny zakaz seksu 3 tygodnie. Ale on chce i już. Krwawiłam, mimo wszystko dostał to co chciał, bo chciał i już, a mnie tak bardzo bolało (nawet nie wie jak, z resztą mówiłam, że boli, ale go to nie obchodziło). Jaki mężczyzna pozwala cierpieć osobie którą rzekomo kocha?
To wszystko było takie straszne. USG, widok dziecka, bicie serca, nie bicie serca. On myśli, że to nic dla mnie. A ja dzień w dzień o tym myślę. Poronienie to poronienie, nie ważne czy samoistne czy wywołane, hormony to hormony, tego się nie przeskoczy. Na żadnym USG ze mną nie był. Najgorsza jednak była strata jego.
Pamiętasz film Saga Zmierzch: "Księżyc w Nowiu", gdzie Edward zostawił Bellę i wyjechał z rodziną? Cierpiała, siedziała miesiącami na krześle, niszczała. Dokładnie tak wyglądałam ja. Budziłam się w nocy z krzykiem. śniły mi się koszmary. Dzień w dzień miałam napady paniki, strachu i histerii. Wołałam M. Na głos wołałam "Ja chcę do M", "Chcę, żeby wrócił", "Ja go kocham". Chciałam się przytulić, chciałam, chciałam, żeby był. A on? Siedział w innym mieście u innej dziewczyny. Nie żyłam w tamtym momencie. Wpadłam w nerwicę. Dzień w dzień budziłam się z kołataniem serca, spocona z paniką. Moja mama musiała wziąć wolne w pracy, żeby być ze mną. W pracy nie mogłam pracować, wpadałam w panikę, histerię, musiałam zamykać sklep. Dzień w dzień 5h rozmawiałam w pracy przez telefon, na zmianę rodzina dzwoniła, mama, ciocia, kuzyn, potem przyjaciel na każde wezwanie był. Rzucał wszystko i od razu dzwonił jak tylko napisałam. Jestem mu wdzięczna. Nie mogłam siedzieć w miejscu bo to było najgorsze, natłok myśli, płacz. Znajomy wyciągał mnie codziennie z domu, na kilka godzin. Mało tego, dołożył mi jeszcze większy cios. Zakochał się, przez to, poznał mnie bliżej, zobaczył jaka jestem i poczuł coś do mnie, wyznał mi miłość. Odrzuciłam go, zerwałam kontakt. Nie mogłam. Za szybko, ja cały czas w myślach miałam tylko M. Odrzuciłam kogoś, kto był w stanie zrobić dla mnie wszystko. Próbował, kupił wielki bukiet kilkunastu róż. Było mi tak okropnie źle. Traciłam wszystko.
Nie mogłam jeść, przestałam. 10 dni nic nie jadłam i ponad 3 doby nic nie piłam. Szpital, leki uspokajające, psychotropy, psychoterapia. Tabletki odstawiłam po 10 dniach, bo nie chciałam brać chemii i się uzależnić.
Pewnego dnia w pracy patrzyłam się na most i chciałam z niego skoczyć wprost pod jadące samochody. Nie zrobiłam tego. Pojechałam do domu po pracy i po chwili na wyspę do parku. Usiadłam na naszą ławkę, wiedziałam, że wtedy jest z inną. To był taki ból. Rozmawiałam przez telefon z przyjacielem. Wstałam i poszłam na most, nad rzekę. Taki zdenerwowany przyjaciel nigdy nie był, ale nie mógł nic zrobić, był kilkaset km ode mnie. Kazał mi zadzwonić na pogotowie. Nie zrobiłam tego, stanęłam przy barierce i pożegnałam się z nim. Już prawie byłam na drugiej stronie, ale stwierdziłam, że zadzwonię jeszcze do jednej osoby się pożegnać. Polubiłam ją bardzo (M ją zna). Przegadałam półtorej godziny siedząc na krawężniku. Było mi tak zimno, już po 22 było. Tak wiele jej zawdzięczam, dzięki niej nie skoczyłam z mostu. Wróciłam przed 00 do domu. Przy okazji tej rozmowy wyszło jedno z pierwszych kłamstw M. Potem wychodziły co jakiś czas wychodziły kolejne kłamstwa. To tak boli, że budował ze mną związek ze na kłamstwach.
A ja głupia dalej tęsknię. Myślę o nim codziennie. Często mi go brakuje, ale walczę z tym. Mam psychoterapię. Jest lepiej, ale przede mną długa droga. Nie zbuduję nic głębszego z nikim mając M w głowie. Najgorsze jest to, że ja mu chyba wszystko wybaczyłam. Ale przeprosin chyba nigdy nie przyjmę. Dwa miesiące temu miałam wyprowadzać się z miasta, ale koniec końców zostałam.
Praca, dom, walka u psa z nowotworem. Jest dobrze. Często widzę i słyszę z daleka samochód M. Jeździ gdzieś przez miasto. Wszędzie rozpoznam dźwięk jego audi. Ile ja w tym aucie pomogłam mu zrobić, ile godzin z nim siedziałam, a wszystko po to, żeby być z nim, bo inaczej byłabym sama, a on z autem. Przez to spodobała mi się mechanika i coś tam działam, pomagam.
Schudłam w półtorej miesiąca 12kg. Bo nie jadłam. Mój organizm jest całkiem rozwalony od środka i od zewnątrz też. Powoli wracam do siebie. Jednak wyniszczenie daje efekty. Włosy mi lecą garściami, ze skórą mam ogromne problemy. Uczę się powoli jeść, biorę suplementy, witaminy. Ale potrzeba dużo czasu na odbudowanie. Najgorsze, że jedne wyniki mi złe wyszły, lekarz do mnie zadzwonił i od razu umówił na wizytę i kolejne badania. Mama nic o tym nie wie, nie chce jej martwić. Ma swoje problemy. Waga mi oczywiście wróciła, nie cała, ale parę kilo. Teraz zdrowo chudnę. Zaczęłam jeździć 3 razy w tygodniu wieczorem na rolkach. W poniedziałek, wtorek i czwartek. Dieta, cardio, także jeszcze miesiąc, dwa i będzie super.
Jednak mimo wszystko tak mnie męczy w głowie w myślach wszystko.
Manaaa
Marysiazlota
23 sierpnia 2020, 18:47...trzymaj sie kochana....
Manaaa
23 sierpnia 2020, 20:31Dziękuję z całego serduszka ❤️
kasiaa.kasiaa
23 sierpnia 2020, 09:04My kobiety jesteśmy mega silne, nawet jeśli spotyka nas coś tak krzywdzącego, damy radę 😊😊😊 Ty też dasz, zobaczysz. Pamiętaj karma wraca, on kiedyś zapłaci za twoją każdą łzę, a Ty zobaczysz pewnego dnia, że życie jest piękne bez niego 😊😊😊
Manaaa
23 sierpnia 2020, 15:37Dajemy radę i damy, byle do przodu, czas pomoże i wzmocni. Mam nadzieję, że zobaczę :).
kasiaa.kasiaa
23 sierpnia 2020, 15:52Zobaczysz, jestem pewna 😊
Psikuska1986
23 sierpnia 2020, 00:24Dasz radę wiem że nie łatwo ale w głębi serca jesteś siłą kobieta tylko potrzeba czasu... Czas poprawić koronę i iść do przodu tego ci życzę jeszcze wyjdzie słońce ❤
Manaaa
23 sierpnia 2020, 09:24Dziękuję za miłe słowa. Poprawiam ciągle, bo się potykam.
Cukiereczek26
22 sierpnia 2020, 19:15Bardzo to wszystko przykre, trzymaj się i dużo zdrówka :*
Manaaa
23 sierpnia 2020, 09:22Dziękuję ❤️
mmMalgorzatka
22 sierpnia 2020, 15:35Trzymaj sie
Manaaa
22 sierpnia 2020, 16:56Dziękuję, staram się :)
Mila&Timeo
22 sierpnia 2020, 15:10Jedne drzwi sie zamykaja, inne otwieraja. Szkoda, ze nie docenilas tego przyjaciela. Nie musi byc od razu Twoim kochankiem, ale przyjacielem chociaz. A ten M. nie wart ani jednej lzy.
Manaaa
22 sierpnia 2020, 16:57Nie potrafiła bym przyjaźnić się z kimś kto mówi ciągle do mnie że mnie kocha. Tak się nie da.
Użytkownik4152951
22 sierpnia 2020, 15:05On nie jest wart ani jednej twojej myśli. Karma wraca i jego też dopadnie. Najważniejsze jest abyś Ty wróciła do życia i odbudowała swój świat na nowo, kawałek po kawałeczku i z własnego doświadczenia wiem że będzie cholernie trudno, ale warto. Przed Tobą jest nowe życie a wszystko inne musisz zostawić za sobą. Co do straty dziecka to będzie boleć za każdym razem jak tylko o nim pomyślisz. Przeszłaś już piekło więc teraz ucz się na błędach i kieruj się do przodu. Trzymam kciuki, powodzenia.
Manaaa
22 sierpnia 2020, 17:00Może nie jest wart, nawet poniekąd gdzieś o tym wiem, ale jednak są te myśli. Powoli odbudowuje życie. Małymi krokami. Już jest trudno, ale troszkę łatwiej. Dziękuję.