Mimo wszystko trzymałam się swojego postanowienia sprzed 2óch miesięcy i byłam aktywna i pilnowałam diety. Nie obyło się bez grzeszków, jak pare piwek i pare kawałków ciasta marchewkowego swojej roboty, ale specjalnie się na tym nie rozwodzę, bo wiem że żeby wytrwać, czasami trzeba odpuścić. Poza tym nie obżerałam się ani razu, nie jadłam też wieczorami, więc powinno być ok.
Wróciłam do ćwiczeń z Ewą, właśnie skończyłam kolejny Skalpel i dobrze że mnie nie widzicie, bo jestem cała mokra i potargana jakby mnie huragan przeleciał ;p
Wczorajsze menu to: rower na śniadanie ;) II śniadanie to musli z mlekiem, na obiad kawałek karkówki z grilla z sałatą i ziemniakami z pary ze szczypiorkiem. Kolacja to 3 pierożki z kapustą i grzybami (nie przewidziana, bo mąż jadł i trochę mnie podkarmił ;)
Dzisiejsze menu jak do tej pory to kawa + kawałek ciasta marchewkowego (zamiast cukru użyłam stevii, żeby było bardziej fit) i sałatka z tuńczykiem i sosem jogurtowym z czosnkiem na II śniadanie. Na obiad chyba zrobię jakis makaron, co dalej jeszcze nie wiem.
Wczorajsza porcja ćwiczeń to w sumie 2 godziny na rowerze z mężem i córeczką w foteliku, a dzisiaj Skalpel (done) i wieczorem znów rower.
Waga na razie pokazuje ok 65,5 kg, więc się nie zmienia, ale później jeszcze się zmierzę i podam Wam wyniki ;)
Muszę trochę przystopować z grillowaniem w weekendy, ale pogoda jest tak piękna, że aż się prosi.. i alkohol tylko w weekend, obiecuję sobie, bo też łatwo z tym u mnie o przesadę.
niezapominajka33
20 maja 2013, 15:09Mieć umiar, to najważniejsze - powiem Ci, że mnie też pomału biorą te weekendy, staram się w tedy kupić pstrąga, albo szaszłyki z drobiu z warzywami :) Powodzenia !!!
MusingButterfly
20 maja 2013, 15:04Czasem trzeba soobiepozwolic zeby niezwariowac , masz racje :)))