Odkąd wyszłam z uczelni to leje. Nie lubię takiej pogody, a do tego boli mnie głowa...
Miałam bardzo mało czasu na przygotowanie śniadania, bo wstałam nieco później więc posmarowałam dwie kromki chleba moim ulubionym dżemem wiśniowym (lepiej byłoby z niego zrezygnować, ale no cóż... na wszystko przyjdzie czas).
Na uczelni zjadłam to samo, co na śniadanie + sok pomarańczowy, a później jeszcze jabłko.
Niby obiad składał się z ugotowanych na mleku z wodą płatków ryżowych + dżem^^ i kawa rozpuszczalna z mlekiem.
Kolacja - 2 jajka ugotowane na miękko + 2 kromki chleba; zielona herbata :)
Jak skończy mi się urwanie głowy na uczelni to zacznę przygotowywać sobie wieczorami jakieś obiady, żeby ze sobą zabierać, bo jak wracam to mimo, że coś zjem, czuje ssanie w żołądku, a tak być nie może.