Od wczoraj mam jakąś chandrę i nijak się pozbyć jej nie potrafię. Może to ta pogoda tak nastraja, a może poprostu tym razem jakiś psychiczny dołek mi się trafił....
Patrzyłam dziś na statystyki moich pomiarów i wychodzi, że już trzeci czy czwarty raz jest równy kilogram mniej po każdym tygodniu. Ktoś może pomyśleć, że sobie tu kombinuję i tak odpisuję dla świętego spokoju, ale NAPRAWDĘ tak jakoś równo spada mi ta waga. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Niewiele mam nowości w jadłospisie i może dlatego nie ma jakichś specjalnych wahań.
Dziś myślałam, że już powinnam przejść na same proteinki, ale ucieszyłam się jak zobaczyłam w kalendarzu, że dopiero od jutra. Dlatego jeszcze dziś zjem sobie bigos z wkładką z udka kurczaka, a na kolację też jakieś gotowane warzywka.
Nie wiem czy już Wam pisałam, że zamierzam po 20 kg spadku przejść eksperymentalnie na III fazę Dukana żeby trochę urozmaicić jedzenie, bo na dłuższą metę to jednak brakuje owoców i warzyw. Wybrałam jeszcze najdłuższy z możliwych sposób, czyli 5/5 - 5 dni protein, a po nich 5 dni P+W czyli proteiny z warzywami, chociaż właściwie to i tak w te dni P+W często jem np. śniadanie złożone z samych niemal protein, bo placuszki dukana z twarożkiem (tylko z niewielkim dodatkiem szczypiorku, albo odrobiny rzodkiewki, czy papryki). Czasem tylko w dni "warzywne" można wtedy przekąsić kawałek papryki, albo zjeść kanapkę - liść pekinki z plastrem chudej szynki, albo jajkiem na twardo, albo papryką czerwoną. Taki zawijas nazywam kanapką właśnie.
Wczoraj kupiłam kapustę włoską i zamierzałam robić gołąbki, ale po pierwsze nie miałam mięsa żeby zrobić farsz, a poza tym...nic mi się kompletnie nie chciało....
Powód tego mojego nastroju nie za bardzo nadaje się do opisywania tutaj, więc...nie napiszę...Zresztą może ten nastrój jakoś sam minie i wróci do normy. Narazie łzy lecą same..czasem z byle powodu i nie widzę na nie żadnego lekarstwa...A wydawałoby się, że do słabych nie należę.
Najgorszy taki okres miałam po śmierci Mamy i zwolnieniu z pracy. W odstępie 2 tygodni...To było za dużo jak na ówczesny stan mojej psychiki. Do tego jeszcze doszły kłopoty małżeńskie i...rozsypałam się dokładnie. Pomogły dopiero leki i...czas, bo trwało to niesamowicie długo...kilka lat. Niektórzy w rodzinie podejrzewali mnie już chyba nawet o jakąś chorobę psychiczną, bo na samo wspomnienie Mamy niezmiennie ryczałam aż do bólu w skroniach ..., ale na szczęście wytłumaczyłam jakoś sobie, że robię sama sobie krzywdę, cierpiąc tak okropnie po stracie Mamy, a Jej nie dając spokojnie zasnąć snem wiecznym...I pomogło. Pomyślałam wtedy, że przecież tak na zawsze Ona nie odeszła, bo jest w nas, we mnie, w moich siostrach, w naszych wspomnieniach o Niej i dopóki będziemy miały Ją w sercu to tak naprawdę będzie z nami zawsze...Tak pięknie śpiewała...takim ciepłym sopranem...wygrywała nawet konkursy (wtedy na czasie: konkursy piosenki radzieckiej), zawsze myśląca o innych często zapominała nawet o własnych potrzebach...poprostu...piękna duchem...Jestem pewna, że w tym innym, lepszym może istnieniu znajdzie spokój i jest Jej dobrze...Czuję, że jest ze mną często, nie tylko w snach..., że opiekuje się nami jeśli tylko może...
No i jak tu nie ryczeć...Eeee tam! Naprawdę nastrój mam listopadowy jak byk!
Trzymajcie się serdeńka! Jutro mi przejdzie napewno.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
foxik29
23 listopada 2011, 19:34Strasznie smutno mi się zrobiło po przeczytaniu Twojego wpisu:(...Pamiętaj, że życie toczy się dalej...Twoja Mama na pewno "jest" przy Tobie i czuwa nad Tobą i chciałaby byś była szczęśliwa i uśmiechnięta :)..Co do diety Dukana jestem kompletnie przeciwna!!!!!!!!!!!...Pozdrawiam Cię cieplutko...I życzę więcej wiary w siebie i dużo uśmiechów oraz radości z życia...a jak masz doła to pamiętaj, że masz nas...Vitalijki :) :*
agnieszka3532
23 listopada 2011, 19:15Kocham Cie babo:)Pięknie napisałaś o naszej mamuni:) Gonisz mnie z wagą.Muszę się brać ostro w garść:*