Gdzieś tutaj jest jeszcze mój stary pamiętnik... ale dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem, na innym etapie, wśród innych ludzi oraz w innym miejscu.
skończyłam studia, wyjechałam za granicę, by uzbierac na nasz wymarzony domek za miastem. zaręczyłam się. oraz znów powiększyłam swoją garderobę o dwa rozmiary w górę !
codzienne zadręczanie się swoją wagą i wyglądem w końcu (po raz setny w życiu!) przeprodziły się w motywację. zaczęłam 16 marca (dziś więc dzień nr 9).
po pierwsze - zaczęłam biegac, co drugi dzień, 20-30min, co na razie daje mi imponujący (! haha) wynik 2-3 km ;-) ale pocieszam się myślą, że przebiegnięcie 3km jest lepsze niż ich NIE-przebiegnięcie. no i świat rano taki piękny, w szczególności, gdy nie pada i świeci słońce :-)
po drugie - przestałam żrec ! 4-5 posiłków, dużo warzyw, trochę owoców, zdrowe obiadki i skromne kolacje.
po trzecie - w przyszłym roku wychodzę za mąż, a na dzień dzisiejszy wybór sukni ślubnej (która oczywiscie jest numerem 1 wśród pytań znajomych) to dla mnie drażliwy (!) temat, które jedynie przeganiam ze swojej głowy... a przecież nie tak powinno byc, nie chcę tak !
po czwarte - jestem na etapie finalizowania badań hormonalnych. stwierdzone pcos, mimo, że wyniki na granicy z "normalnością". czekam na badanie progesteronu, a następnie ruszam ze stabilizacją gospodarki hormonalnej + lekami, które ponoc mają mi pomóc nieco zrzucic..... taka diagnoza to nic fajnego, chociaz miło było sobie uświadomic, że ten caly balast, którego się dorobiłam to nie w 100% moja wina. w końcu zawsze lubiłam zdrowo jesc i nigdy nie zalegałam na kanapie.... stąd tez wieczne znaki zapytania - czy ja te kilogramy chlonę z powietrza????
dziś.
27 minut, 3.33 km, 375 (?) spalonych kalorii.
odżywianie - zadowalające.
trzymanie kciuków mile widziane.
czesc i czolem :-)