Jestem w trakcie 5 tygodnia diety. Widzę już jakieś małe efekty, moja sylwetka powolutku zmierza ku lepszemu. Największą przyjemność sprawiły mi ostatnio słowa mojej Mamy "A Ty nie schudłaś czasem trochę? Na pewno schudłaś, przecież widzę!". Usłyszeć coś takiego daje jeszcze mocniejszego powera do pracy nad "LEPSZĄ JA".
Ogólnie nie powiem, że jest aż tak kolorowo. Myślę wciąż o słodyczach, one są moją zmorą. Mimo, że w szafeczce za szkłem leży grzesiek, wielka czekolada milka i delicje to przechodzę obok, zagryzam wargi i mijam je udając brak zainteresowania ... choć słyszę ich wołanie "Zjedz mnie! Zjedz mnie!" i wcale nie jestem nimi niezainteresowana. Jestem nimi bardzo ZAINTERESOWANA, ale chcę trzymać fason i nie pozwalam sobie na takie wyskoki. Po miesiącu diety jest mi trochę łatwiej odmówić, bo zawsze powtarzam sobie w myślach "Chcesz dla tej małej czekoladki zaprzepaścić miesiąc pracy? Nie... nie bądź głupia!". Walczę, walczę, ale łatwo nie jest! Kto ma to samo ten mnie rozumie.
I muszę się pochwalić! Nie zjadłam dzisiaj ANI JEDNEGO PĄCZKA! Jestem z siebie dumna! Chociaż Tata kupił ich aż 8 to potrafiłam powiedzieć NIE!
No i muszę poprawić swoje zachowanie względem ćwiczeń ... Ciężko mi jest gdziekolwiek je wpleść. Trudno, będę wstawać godzinę wcześniej, ale muszę poćwiczyć!
No nic ... WALCZĘ DALEJ! Chcę być piękna na wiosnę i na wakacje!
Może w końcu poznam miłość swojego życia ... kto wie? Uhuhuhuhu
Antonika
24 lutego 2016, 19:02Lepiej w ogóle nie trzymać słodyczy w domu. Gratuluję uporu :D