...wcale się nie zdezaktualizowały :| Oto ten z 30 kwietnia tego roku:
"Głupiam, jak kura...
...
Za mało:
- kilogramów (lekarz zalecił, żebym nieco przytyła)
- spokoju
- czasu, żeby sobie przemyśleć wiele spraw
- snu (znów nie mogę spać)
- zdrowego jedzenia
- uśmiechu
- jedzenia w ogóle (zapominam o tym)
- relaksu
- wiary we własne możliwości (?!?)
- aktywności fizycznej niezwiązanej z przeprowadzką/sprzątaniem itp.
- możliwości pomacania moich biednych miękiszowych kotków. I Zosi...
- odwagi, żeby sobie przemyśleć kilka spraw
Za dużo:
- chemicznych pysznościowców (dużo za dużo!)
- stresu
- strachu
- niefajnych, głupich wręcz myśli, od których nie potrafię uciec
- lęku o przyszłość
- pyłu w domu
- bałaganu i chaosu ogólnie
Nie lubię siebie ostatnimi czasy. Mam za co.
Jestem szczupła. Chodzę w ciuchach, które odkładałam "na kiedyś" z cichą nadzieją, że się w końcu kiedyś w nie zmieszczę. Cieszy mnie widok mojego ciała w lustrze. Nie cieszy mnie mój widok w lustrze.
Mam ochotę się upić.
Sezon depresyjny uważam za otwarty. ."
A to ten z 8 czerwca tego roku:
"Nie potrafię sobie odpuścić...
...chcę być idealna, doskonała i perfekcyjna. Doprowadzać sprawy do końca. Robić rzeczy najlepiej, jak tylko się da. Mam wiecznie poczucie, że coś powinnam (lepiej, szybciej, wydajniej), czegoś nie powinnam (bo nie wypada, bo to niedobre, bo komuś będzie przykro), że coś robię nie tak, że jestem nie w porządku i nie na miejscu (nie tu, nie teraz, nie tak). Nie potrafię odpoczywać - bez wyrzutów sumienia usiąść tak po prostu z książką, czy przed TV. Nie umiem nie myśleć o niczym, nie układać listy spraw, czy zakupów. Mam wewnętrzny przymus robienia czegoś pożytecznego - jak tu siedzieć, kiedy jeszcze łazienka (wiatrołap / kuchnia / meble w pokoju Zosi / stół w jadalni / ława / kanapa / kotłownia) do umycia. Po wyprasowaniu sterty prania, rozwieszeniu dwóch pralek (trzecia się pierze), rozpakowaniu kartonu z letnimi rzeczami mam wyrzuty sumienia, że usiadłam i piszę zamiast samej włożyć rzeczy do zmywarki (i gonitwa myśli: "Maciek tłucze tam talerzami - coś mu nie idzie, czy zły na mnie, że go poprosiłam o pomoc? Powinnam zrobić to sama!"). I jeszcze takie głupie myśli, których nie potrafię z głowy wyrzucić: "to ja powinnam zająć się Zosią, Maciek powinien odpocząć", " jeszcze kilogram i będę szczęśliwa". Gówno prawda.
Spalam się.
Dobranoc.
PS.1. Ten wpis poprawiam już po raz ósmy. (Żeby wszystkie cholerne kropki i przecinki były tak, jak powinny być. Żeby nie było literówek. I podwójnych spacji. Żeby ładnie wyglądało...)
PS.2. Wywiesiłam kolejne pranie, nakarmiłam Zosię, posortowałam rzeczy do prania wg kolorów (BTW - mam 3 szuflady na brudną bieliznę, żeby mi było łatwiej je ogarnąć...) i wróciłam, bo chciałam dopisać jeszcze jedną rzecz - to nie jest tak, że Maciek ode mnie oczekuje, że będę zaiwaniać, nie (chociaż pewnie nie jest źle, jak niektóre rzeczy "się zrobią się"). Nawet ostatnio gadaliśmy, że to bez sensu, że codziennie się kręcę a jak skończę to jestem zbyt zmęczona, żeby się domem nacieszyć i padam na ryjek. Tak jak to za chwilę zrobię. Kurka, coś powinnam przedsięwziąć, żeby to zmienić.
No i co? Znów coś "powinnam"..."
Nic się nie zmieniło. W głowie wojna. I dopiero dzisiaj - po przeczytaniu swojego pamiętnika od narodzin Zosi - zdałam sobie sprawę, że od roku jestem w jakimś amoku. Że cały ten czas to walka z samą sobą, z demonami w głowie, z wahaniami nastroju. Że schudnięcie nie było dla schudnięcia a dla odzyskania (złudnej) kontroli nad swoim życiem. Że to podświadome zastanawianie się, czy mam jeszcze po kolei w głowie. Że to pragnienie schowania się w mysią dziurę (jamka z liśćmi jest za duża...), zniknięcia i wyłączenia myślenia, bo przeraża mnie to, co mi się w mózgu roi. Że żarty się skończyły.
Jeżeli zdaję sobie sprawę, że coś nie halo, to chyba nie jestem wariatką, bo wariaci twierdzą, że nic im nie jest. Doprowadziłam się do pysznego stanu. Czas stanąć w końcu na nogi. Jeżeli nie dla siebie, to dla Maćka, Zosi i fuczaków. Długa droga przede mną, właśnie zdałam sobie z tego sprawę i jestem przerażona. Nie muszę pisać, żebyście trzymali kciuki - wiem, że jest tu parę osób, które dobrze mi życzą. Bardzo Wam dziękuję :)
Dobranoc.
menevagoriel
11 października 2009, 19:42doskonale Cie rozumiem. Też mam swoje demony, z ktorymi staram sie walczyc ,ale one do mnie wracają. Znowu i znowu i znowu i wydaje mi sie, że kręcę sie w kółko...
Pigletek
11 października 2009, 12:57Wrrrrr, nie lubię jak nie widać zdjęć. Zawsze dodawałam przez fotosika.pl, ale kazali sobie zapłacić, więc skorzystalam w innej strony i zdjęcia zniknęły. Wrzuciłam jeszcze raz przez inny portal. Mam nadzieję, że nie znikną! Jak coś to daj znać :)
Pigletek
10 października 2009, 18:18eee. Hmmm. Znajdżmy jakieś plusy... Jesteś fajna kobitka, z fajnym bobo i myślę, że chłopem też fajnym. Fajnie Ci się w życiu układa. A że jakiś amok i wojna w głowie? Eeeeee. Nie jest źle! Uśmiechamy się!
MeryP
9 października 2009, 21:15że wiele Twoich dzisiejszych zachowań i myśli ma swoje przyczyny w Twoim dzieciństwie. Zrozumienie i spojrzenie na problemy, które być może dawno temu się zrodziły, ułatwi i pomoże Ciebie samą zrozumieć. Praca z psychologiem/żką na pewno pomoże. Jesienne buziole:)
WooHoo
9 października 2009, 20:39...jeśli cel podzielisz sobie na maleńkie, osiągalne kroczki dasz radę osiągnąc wszystko. Maratończyk też nie widzi mety zaczynając bieg. Krok za kroczkiem :*
newbody85
9 października 2009, 19:33Myślę, że nawet więcej niż parę;-) Jeśli potrzebujesz pomocy, to warto z niej skorzystać! Najważniejsze, żebyś ogarnęła swoje życie.
aganarczu
9 października 2009, 18:19wroce do poprzedniego wpisu... namiary na ginekologa poprosze - przyjmuje gdzies w Trojmiescie??? Slicznie wygladasz. Co do poukladania sobie wszystkiego to czeka Cie ciezka praca :-)
menevagoriel
9 października 2009, 15:52dziękuję Ci z całego serduszka ;***
livebox
9 października 2009, 12:38Wmawiamy sobie czasem, że odchudzanie przyniesie ukojenie, rozwiąże problemy, a tymczasem sedno tkwi w głowie. To ona jest chora i to bardzo często na nasze życzenie. Skoro nie potrafimy cieszyc się z rzeczy małych, to Kilimandżaro jest nie do osiągnięcia. Mój tata tak się przejmowal wszystkim dookola:dom, wydatki, rachunki, moje wykształcenie, siostry wykształcenie, dom, wydatki..., że zapominał całkowicie o sobie. A miał przecież to wszystko. Marzyl o wygranej w totka, wierzyl, że to zmieni jego zycie na lepsze. I przestał dostrzegać, że dorastam, usamodzielniam sie, że szef go docenia, że mama zadowolona, wciąż byl ten strach, że coś sie stanie. No i stało się. Nie z nami, nie z domem, z nim samym. Nie zauwazył, że on juz jest szczęśliwy.
Koncowa
9 października 2009, 12:21muszę Ci coś powiedzieć ale face-2-face jesli chcesz wysłuchać moich przemyśleń na ten temat... Może pora otworzyć okno i wypuścić demony na wiatr zamiast się z nimi ukrywać. Nioo.
klemensik
9 października 2009, 11:19Magdusiu. Nie za bardzo chce nawet to pisać ale przechodziłam to w 2006r. Tak analizowałam tak się sama nakręcałam, że niestety wpadłam w silną nerwicę i depresję - skutek? Półtora roku u psychiatry i leki z grubej rury. Wyszłam z tego. Odstawiłam leki i zaszłam w drugą ciążę. jest dobrze, ale czasami dołki. Nie ma żartów, idź do psychologa.
joanna1966
8 października 2009, 23:37uczymy się siebie...długoooo...całe zycie. umieramy, w zasadzie chyba siebie nie znając, bo przecie nie jesteśmy w stanie przeżyć, dotknąc wszystkiego i wszystkich...ale wiem jedno - życie nie jest poczekalnią i nie ma sensu odkładać go na póżniej:) zrób porządek z hormonami, ze sobą bo dzień za dniem ciurka przez palce, Zochacz zdobywa co tydzień himalaje, Maciek patrzy na Ciebie miłośnie, a TY??? - Ty czekasz...
monicha1707
8 października 2009, 23:34No to obie nas olśniło tego jesiennego wieczoru:)Trzyma m a Ty trzym,aj za mnie:)Dobranoc.