...teraz sklejam się powoli. Bardzo powoli. Dużo myślę, chyba za dużo. Nie podoba mi się to, co mi po głowie chodzi, bo oznacza, że jestem złą i samolubną osobą. Dalej nie mogę na siebie patrzeć mimo nowych ciuchów, mimo zapewnień Maćka, że dobrze wyglądam. Jak słyszę "Przecież dobrze wyglądasz, jak na tydzień/miesiąc/dwa miesiące po porodzie", to zaciskam zęby. Ja nie chcę wyglądać "dobrze" a bardzo dobrze. I nie "jak na tydzień/miesiąc/dwa miesiące po porodzie", ale chcę wyglądać dobrze w ogóle. Chcę za dużo i za szybko a jednocześnie nie zaczęłam ani diety ani ćwiczeń - bez tego efektów nie będzie.
Oprócz złych myśli i braku akceptacji swojego ciała jest jeszcze kilka rzeczy, które mnie gryzą. Chyba najbardziej doskwiera mi tymczasowość. Tymczasowe jest nasze miejsce zamieszkania. Nie opłaca się robić już czegokolwiek w mieszkaniu, skoro budujemy dom. Niby tak, ale muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy bardziej mi przeszkadza popękany klosz lampy, czy bardziej mi szkoda kasy i zdecyduję się na TYMCZASOWE mieszkanie w takim niedokończonym i rozmemłanym mieszkaniu?
Kolejna tymczasowa rzecz to mój wygląd. Nie jestem w stanie się pogodzić z tym, jak wyglądam a nie potrafię się jeszcze zebrać, żeby coś z tym zrobić. Kupiłam kilka podstawowych ciuchów w większym rozmiarze i zastanawiam się, czy rozpakowywać kartony z ubraniami sprzed ciąży - na razie i tak ich nie będę nosić, bo się nie mieszczę (z rozmiaru 38 koszuli z HM przeszłam na 44). Więc znów tymczasowo mam dżinsy i kilka bluzek (zakup kurtki na zimę odłożyłam do przyszłego roku) - szkoda mi kasy na nowe większe i boję się, że jak będę mieć w czym chodzić, to motywacja mi spadnie. Zresztą - jaka motywacja... Powinnam napisać raczej, że motywacja się nie zjawi :(
Tymczasowa jest również moja sytuacja zawodowa. Na razie jestem na macierzyńskim, za czas jakiś wrócę do pracy i to jest mój normalny stan. Nie nadaję się do bycia kurą domową (albo ładniej nazwane "panią domu", "opiekunką domowego ogniska") i tęsknię do mojego biurka, kompa i segregatorów. Właśnie - tu kolejny problem: wrócę do innego pokoju, w nowe miejsce, do nowych ludzi. Mam nadzieję, że wciąż jest tam dla mnie miejsce...
Tymczasowy jest także brak regularności w życiu - nie jestem w stanie zapanować nad tym, kiedy Zosia się obudzi i będzie chciała jeść/być przewinięta/"pogadać"/popłakać. A co za tym idzie nie jestem w stanie zaplanować sobie dnia, mogę tylko określić, co bym chciała (lub co muszę) zrobić - a jak i kiedy uda mi się to zrealizować, to już inna kwestia. Straciłam kontrolę nad swoim życiem i to jest mocno niefajne i właśnie wpadłam na to, że to jest kolejna rzecz która mnie gryzie... Mam jeszcze kilka rzeczy, które mnie bolą i gryzą, ale nie umiem jednak publicznie tak do końca się odsłonić. Bo mi zwyczajnie wstyd... Ale pogadałam o niektórych z nich z moim Mężem, kochany z niego człowiek - bo nie ocenił, tylko wysłuchał i przyjął z godnością role "kiwaczka".
Ogólnie rzecz biorąc dupa zbita. Wiem, że powinnam się skupić na pozytywach, ale nie chce mi się. Nie chce mi się uśmiechać. Być akuratną. Fajnie by było być szczęśliwą, ale jeszcze nie umiem się wygrzebać z dołka i marazmu. To nie tak, że nie chcę się cieszyć życiem i mam ochotę być nieszczęśliwa. Jakoś po prostu nie mam chęci, żeby coś z tym zrobić. Niemoc taka i niechęć do zmian. Ale jednocześnie takie nic-nierobienie obróci się przeciwko mnie... Chodzi mi po głowie A6W i basen . I może w końcu poważne potraktowanie diety. Zaczęłam chodzić na masaże, bo kręgosłup całkiem odmówił współpracy - czyli coś się jednak ruszyło.
Zrobiłam dzisiaj zdjęcia swojej sylwetki - tylko siąść i płakać. Jak się odważę, to wkleję... W sobotę jeden mój znajomy nie chciał uwierzyć, że nie jestem znów w ciąży - a to chyba o czymś świadczy...
Dziękuję Kochani za liczne komentarze wspierająco-pamiętające. To strasznie ważne mieć świadomość, że można zawsze tu wrócić i się wyżalić.
Buziaki poniedziałkowo-pierwszomiesięczno-grudniowe.
PS. Zosieńka skończyła wczoraj dwa miesiące :)
Oprócz złych myśli i braku akceptacji swojego ciała jest jeszcze kilka rzeczy, które mnie gryzą. Chyba najbardziej doskwiera mi tymczasowość. Tymczasowe jest nasze miejsce zamieszkania. Nie opłaca się robić już czegokolwiek w mieszkaniu, skoro budujemy dom. Niby tak, ale muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy bardziej mi przeszkadza popękany klosz lampy, czy bardziej mi szkoda kasy i zdecyduję się na TYMCZASOWE mieszkanie w takim niedokończonym i rozmemłanym mieszkaniu?
Kolejna tymczasowa rzecz to mój wygląd. Nie jestem w stanie się pogodzić z tym, jak wyglądam a nie potrafię się jeszcze zebrać, żeby coś z tym zrobić. Kupiłam kilka podstawowych ciuchów w większym rozmiarze i zastanawiam się, czy rozpakowywać kartony z ubraniami sprzed ciąży - na razie i tak ich nie będę nosić, bo się nie mieszczę (z rozmiaru 38 koszuli z HM przeszłam na 44). Więc znów tymczasowo mam dżinsy i kilka bluzek (zakup kurtki na zimę odłożyłam do przyszłego roku) - szkoda mi kasy na nowe większe i boję się, że jak będę mieć w czym chodzić, to motywacja mi spadnie. Zresztą - jaka motywacja... Powinnam napisać raczej, że motywacja się nie zjawi :(
Tymczasowa jest również moja sytuacja zawodowa. Na razie jestem na macierzyńskim, za czas jakiś wrócę do pracy i to jest mój normalny stan. Nie nadaję się do bycia kurą domową (albo ładniej nazwane "panią domu", "opiekunką domowego ogniska") i tęsknię do mojego biurka, kompa i segregatorów. Właśnie - tu kolejny problem: wrócę do innego pokoju, w nowe miejsce, do nowych ludzi. Mam nadzieję, że wciąż jest tam dla mnie miejsce...
Tymczasowy jest także brak regularności w życiu - nie jestem w stanie zapanować nad tym, kiedy Zosia się obudzi i będzie chciała jeść/być przewinięta/"pogadać"/popłakać. A co za tym idzie nie jestem w stanie zaplanować sobie dnia, mogę tylko określić, co bym chciała (lub co muszę) zrobić - a jak i kiedy uda mi się to zrealizować, to już inna kwestia. Straciłam kontrolę nad swoim życiem i to jest mocno niefajne i właśnie wpadłam na to, że to jest kolejna rzecz która mnie gryzie... Mam jeszcze kilka rzeczy, które mnie bolą i gryzą, ale nie umiem jednak publicznie tak do końca się odsłonić. Bo mi zwyczajnie wstyd... Ale pogadałam o niektórych z nich z moim Mężem, kochany z niego człowiek - bo nie ocenił, tylko wysłuchał i przyjął z godnością role "kiwaczka".
Ogólnie rzecz biorąc dupa zbita. Wiem, że powinnam się skupić na pozytywach, ale nie chce mi się. Nie chce mi się uśmiechać. Być akuratną. Fajnie by było być szczęśliwą, ale jeszcze nie umiem się wygrzebać z dołka i marazmu. To nie tak, że nie chcę się cieszyć życiem i mam ochotę być nieszczęśliwa. Jakoś po prostu nie mam chęci, żeby coś z tym zrobić. Niemoc taka i niechęć do zmian. Ale jednocześnie takie nic-nierobienie obróci się przeciwko mnie... Chodzi mi po głowie A6W i basen . I może w końcu poważne potraktowanie diety. Zaczęłam chodzić na masaże, bo kręgosłup całkiem odmówił współpracy - czyli coś się jednak ruszyło.
Zrobiłam dzisiaj zdjęcia swojej sylwetki - tylko siąść i płakać. Jak się odważę, to wkleję... W sobotę jeden mój znajomy nie chciał uwierzyć, że nie jestem znów w ciąży - a to chyba o czymś świadczy...
Dziękuję Kochani za liczne komentarze wspierająco-pamiętające. To strasznie ważne mieć świadomość, że można zawsze tu wrócić i się wyżalić.
Buziaki poniedziałkowo-pierwszomiesięczno-grudniowe.
PS. Zosieńka skończyła wczoraj dwa miesiące :)
Koncowa
3 grudnia 2008, 08:54potrzeba czasu, ale TEN STAN PRZECHODZI... Ja się teraz o Ciebie się martwię tak bardzo bo się wygrzebiesz. Wiem to, na 100% wiem. Zobaczysz magiczne pół roku minie i będzie znowu magicznie. Wiosna i śmiech.
Nattina
3 grudnia 2008, 08:50no to trzymam kciuki, niech sie dobrze dzieje :)
calineczkazbajki
2 grudnia 2008, 22:42a Ty wiesz ,że ja wiem ,że im wcześniej zaczniesz tym szybszy będzie efekt :)Wypłacz się , wykrzycz się i do dzieła :)
gudelowa
2 grudnia 2008, 12:43teraz?
gudelowa
2 grudnia 2008, 12:42hmmm czemu mi ucięło: odezwę się do Ciebie. buziaki ig
gudelowa
2 grudnia 2008, 12:41i wysyłam takie jedne znajome coś:
KalinaS
2 grudnia 2008, 11:05Klasyczny dołek...wiesz co?Przejdzie? A za pół roku będziesz tęskniła za spokojem w mieszkanku i przebywaniem z Zosią. Kohana zbieraj siły czeka Cię dużo pracy, budowa urząrzanie domu , powrót do pracy...Masakra!Doceń ten czas teraz chociaż trohe
NowAga
2 grudnia 2008, 10:54Jak tak czytam to nie mogę uwierzyć...taka z Ciebie prawdziwa księgowa:). Wszystko byś chciała mieć uporządkowana, poukładane, wyliczone, odmierzone i z góry ustalone:). A pamiętasz jak rok temu chciałaś zajść w ciążę...jak się cieszyłaś, ze zaszłaś...? bo ja pamiętam:). Już wtedy czytywałam Twój pamiętnik:). Pomyśl tylko jak jesteś ważna dla swojej córuni, jak jesteś dla niej WIELKA, i jak bardzo ona Cię potrzebuje. Choć pewnie już o tym myślałaś:). No ale nic to...poza tym życzę Ci duuużo sił, a może wtedy nadejdzie jakiś optymizm:). Pozdrawiam. Aga
gelbkajka
2 grudnia 2008, 08:539 miesiecy chodzilas w ciazy, to przygotuj sie ze 9 miesiecy po bedziesz dochodzic do siebie- taka niestety jest rzeczywistosc. I w Twoim przypadku widac ze Tobie zalezy na powrocie do siebie sprzed, bo sa takie ktore nie chca/nie moga/ nie przeszkadza im to. Co do kontroli i regularnosci: na to tez jest sposob- stosowalam 2 razy przy wlasnych a teraz przy dzieciach z ktorymi pracuje. Ustal plan dnia- poobserwoj Zosie czy ma swoj rytm- jesli nie to trzeba to zmienic. Kazde dziecko duzo lepiej funkcjonuje jesli jest wcisniete w ramki :D Wbrew pozorom -dzieci czuja sie bezpieczniejsze, sa przez to spokojniejsze, a mamie daje to mozliwosc zaplanowania dnia :D Staraj sie karmic mala o stalych porach, o stalych porach spacerek, o stalych porach kapiel, o stalych porach zabawa, o stalych porach sen- a przynajmniej kladzenie do lozeczka itd. Oczywiscie wszystko z marginesem bledu czasu :D nie co do minutki :D Jesli masz watpliwosci i chcesz o tym pogadac to zapraszam na skype lub gg :D
grzywaczka
2 grudnia 2008, 08:49Najpóźnie jutro się odzywam, bo chcę z Tobą poważnie pogadać. Bez żadnego ściemniania, że jest ok. Widzę, że jest do dupy. Ne zamierzam traktować Cię jak pacjentki, bo tego nie potrzebujesz. Mogę Ci jednak pomóc coś z tym wszystkim zrobić. Tylko czy chcesz? Zadzwonię. Buziaki a.
IdaSierpniowa1982
2 grudnia 2008, 08:10Cos mi sie zdaje ze słynna depresja poporodowa Cie dopadla i nie chce puscic.... Ciesz się życiem dziewczyno! Masz wspaniałego, kochanego męża, śliczną córeczkę, budujecie dom, masz dobrą pracę, jesteście zdrowi i niczego Wam do życia nie brakuje! A że waga za duza?? po ciąży to przeciez normalne, a całe życie przed Tobą - kiedys tyle zrzuciłas - to czemu niby teraz miałoby Ci sie nie udac co?? nawet nie wiesz jak cholernie chcialabym sie z toba zamienic... miec rozmiar 44 ale męża, dziecko, dom... spełnic swoje marzenia.... A Ty tu narzekasz, jakby Ci sie swiat walil na głowe! Wez sie w garsc! Życie jest piękne, zwlaszcza w Twoim przypadku! Zosia podrosnie, wrocisz do pracy, bedziesz miala wiecej czasu dla siebie i wszystko wroci do normy, ale potrzeba czasu - przeciez po urodzeniu Zosi swiat stanął na głowie co nie?? Muissz byc na kazde jej wezwanie i nie masz dla siebie czasu, wiec sie gryziesz i męczysz! Niepotrzebnie, przeciez wiesz, ze tak musi byc, Zosia sie sama nienakarmi/nie przewinie/nie utuli do snu/nie pogada sama ze sobą! A ty jestes dla niej kims najwazniejszym na swiecie!!!! I bądz szczesliwa! Bo szkoda tracic tak pieknego okresu w swoim życiu na fochy bo mi źle ;/ kiedys, jak Zosia wyjedzie na studia albo wyjdzie za mąż bedziesz z zalem wspominac to, ze wtedy sie nią nie cieszyłaś tylko przejmowalas sie ze zabiera ci wollnosć! Uśmiech, Alleluja i do przodu!!!!
Trollik
2 grudnia 2008, 06:15Magda uszy to góry, wskakuj na drabinę, już podstawiona :-)...żebyś mogła z dołka wyjść pozdrowionka
Nattina
2 grudnia 2008, 06:14pscyholog, pscyholog jak najszybciej...masz poważny kłopot, powinien ci ktoś fachowo pomóc. Ttrzymaj się, zamiast a6w polecam zajęcia z gimnastyki, fitnesu obojetnie , byle w grupie z ludźmi- odżyjesz...Dieta? a karmisz piersią? Ostrożnie. Ściskam mocno
kilarka2
1 grudnia 2008, 22:39Madziu. Wiem, że nie chcesz kolejnych "złotych rad". Więc napiszę tak - poczytałam, pokiwałam głową, uważam, że masz prawo mieć takie odczucia i że nie ma w tym nic złego i egoistycznego. Są kobiety, które są świetnymi "kurami domowymi", a są takie, które są dużo lepszymi matkami, gdy mogą chodzić do pracy i zajmować się dzieckiem w czasie wolnym. I nie ma lepszej wersji matki. Są dwie różne wersje - ważne, by matka czuła się spełniona w życiu, a nie siedziała w domu, patrzyła na dziecko i myślała "a mogłam robić karierę zawodową..." w kwestii diety i ćwiczeń? postaw sobie za cel, że po macierzyńskim chcesz wrócić do pracy z tekstem od ludzi "wooow, w ogóle nie widać, że byłaś w ciąży" - taki motywatorek do działania :) najważniejsze, żebyś Ty sobie znalazła miejsce w nowej roli w życiu :*
bezkonserwantow
1 grudnia 2008, 22:35<img src="http://img390.imageshack.us/img390/7880/22funnypictures154nx0.jpg" border="0" alt="Image Hosted by ImageShack.us"/>
calineczkazbajki
1 grudnia 2008, 22:19tylko Ty wiesz jak bardzo , ale jeżeli chcesz to zmienić ( a chcesz) to działaj ...działaj ...działaj ...Nikt za Ciebie nic nie zrobi :) Im wcześniej zaczniesz tym lepiej dla Ciebie :) Zacznij od dbania o siebie, ruszaj się ,ćwicz , ładnie ubieraj.... a reszta już pójdzie z górki ...<br> uśmiechu życzę :)