...czyli co mi w głowie się kłębi podczas przemyśleń po terapii a podczas porannych wyścigów z czasem w łazience.
Grycanki pojawiły się chyba nagle. Przynajmniej dla mnie nagle. Wlazłam na Pudla i dostałam w ryj zdjęciem. Jednym i drugim. I ósmym. I ebernastym. W pierwszej chwili uwierzyć nie mogłam i miałam myśli jak 99% czytelników Pudelka - sądząc po ich komentarzach - jak można się pokazywać w takim stroju, z tyloma kilogramami pod ciuchem??? A później włączyłam samodzielne myślenie. Fakt - żadna z pań szczupła nie jest. Córki - na moje oko - mają nadwagę, jak nie otyłość. Mama jest najszczuplejsza z nich wszystkich, ale i tak pełna krągłości kobieta. No i co z tego??? To, że nie poddały się wszechobecnej presji bycia szczupłą/chudą/anorektyczną uczyniło z nich od razu osoby, które "promują nadwagę". Gdzie ta promocja, ja się pytam? W tym, że nie posypały głowy popiołem tylko wyszły do ludzi, lansują się i mają odwagę bronić swoich przekonań, że chude nie równa się piękne? Większość internautów nie wierzy, że one rzeczywiście mogą nie mieć problemu ze swoją tuszą. Na początku też nie wierzyłam - w świecie, gdzie moda tworzona jest nie dla prawdziwych kobiet a chudych drabin bez piersi, tyłka i (o zgrozo!!!) brzucha - wydawało mi się to po prostu niemożliwe. Uznałam, że to, że nie mogą schudnąć maskują postawą "jestem gruba i piękna - i dobrze mi z tym". Ale czy aby na pewno jest to poza? A jeśli one naprawdę są pogodzone ze sobą, mają w dupie konwenanse? Tylko im mogę zazdrościć. Ja nie umiem się pogodzić z tym, że mi brzuch wystaje i jest to jeden z poważniejszych moich kompleksów. I po co? :) Nie potrafię siebie zaakceptować, bo wciąż mi dzwoni w głowie "powinnam schudnąć, powinnam wyglądać szczupło, powinnam wyglądać bosko, powinnam być idealna, powinnam...".
I tu przechodzę do drugiego zagadnienia, ściśle z Paniami G. powiązanego - oczekiwań społecznych. Sami sobie ustaliliśmy kanon piękna - który wcale piękny być nie musi. To, że mi się podoba (bo mi się podoba!) chude, nie oznacza, że jest to piękne. Dla Pań G. najwidoczniej nie jest - przynajmniej z tego, co deklarują publicznie. I jeśli tak rzeczywiście myślą - a nie jest to poza - to chwała im za to, że mówią to głośno. Osobiście dało mi to mocno do myślenia i odkryłam, że ja też tak chcę! Chcę zmienić postrzeganie piękna. Polubić swoje krągłości (żeby mi jeszcze ten tłuszcz w cycki szedł a nie w brzuch... :P), przestać się wstydzić, przestać się katować dietami, przestać mieć wyrzuty sumienia po jedzeniu, przestać się nie lubić za to, jak wyglądam - zaakceptować się po prostu. Zaakceptować też fakt, że po ciążach ciało się zmienia, że brzuch pozostanie zwisający, bo mam za dużo skóry (niezależnie od ilości tkanki tłuszczowej pod nią) - i mogę się tej skóry pozbyć jeno operacyjnie. Że piersi już nigdy "nie wrócą na swoje miejsce", bo jeśli by miały wrócić, już by tak było (niektórym wracają, szlag by was trafił :P:P:P). Nie dać się zwariować i nie "wracać do formy sprzed ciąży" w dwa tygodnie - ja wróciłam "do formy", bo się uparłam, zaparłam i zaplułam niemal. Tylko jakim kosztem - i nie mówię tu nawet o wyrzeczeniach fizycznych, nie. Mówię o koszcie psychicznym i emocjonalnym. Nie chcę popadać oczywiście ze skrajności w skrajność (z anorektycznych zapędów do uwielbienia siebie z BMI równym np. 32), nie - znaleźć złoty środek.
Co do Pań G. - moim zdaniem schudnąć nieco rzeczywiście powinny, ale córki - zwłaszcza ta córa z blond włosami / siateczką na głowie
(zdjęcie pobrałam z Pudelka). I nie chodzi tu o względy estetyczne (chociaż przyznam, że mi się też po prostu nie podoba), ale o zdrowotne - bo widać, że jest otyła. A otyłość niezdrowa jest (ale: anoreksja takoż ;P). Czarnula też by mogła nieco zrzucić - ale u niej to chyba rzeczywiście względy nie zdrowotne a ustalony kanon piękna wchodzi w grę. Matka jest piękna, kobieca - przy kości, fakt. Mogłaby schudnąć? Mogłaby, bo ma z czego. Ale skoro dobrze się czuje we własnym ciele - to nie krytykować jej, Kochani - tylko zazdrościć należy :)
I trzecia rzecz. Znów powiązana z powyższymi. Popatrzcie - tyle osób jest na diecie, ćwiczy, rzeczywiście nie podjada, naprawdę się pilnuje i co?*** I nie osiąga swojego ideału. Czyli co - jeszcze bardziej się katować? A gdy w końcu osiągnę cel? Co dalej - dietować/ćwiczyć/pilnować się aż do usranej śmierci, żeby zachować wygląd modelki? Czy znów przytyć? No właśnie - dlaczego się tyje? Czy może to ideał jest nie do osiągnięcia bez katowania się? Czy może natura nas stworzyła takimi NIECHUDYMI? "Moja" waga to 56 kg. Moja wymarzona waga - 53 kg. Albo i mniej. Wiem, że dojdę do 53 kg ale i wiem, że bez wyrzeczeń jej nie utrzymam. No i dylemat... Cholerka, chyba nie umiem precyzyjnie wyrazić tego, o co mi chodzi.
Do powyższych przemyśleń skłoniło mnie kilka prostych słów mojej Leny z ostatniej sesji - "a kto pani powiedział, że MUSI się pani odchudzać?". No właśnie kto....?
Buziaki śródtygodniowe :)
PS. Masaż był. Fajnie, odprężająco, nieco boleśnie - ale wrócę tam na pewno :)
_______________________________________________
***Nie mówię o ściemniaczach, którzy przy sto piętnastym chipsie płaczą, że nigdy nie schudną a przecież tak uważają, co jedzą...
chilipapryka
11 marca 2012, 13:18ojojoj w to mi graj co piszesz!!:) Kanon piękna stworzony na potrzeby kreatorów mody jest nieosiagalny przez większą część populacji żeńskiej! Raz,że hołduje cechom androgynicznym (które to cechy posiadają tylko niektóre osobniki )i wątpliwe czy takowe cechy na przestrzeni wieków uznane zostaną za "PIĘKNE", dwa,ze szkieletowy model kobiety łatwiej ubrać (ekonomia- mniej materiału izdolnosci- potrzeba dobrego kroju i materiału aby podkreślić to co trzeba). Ja nie chce uczestniczyć w tej szopce!
Hebe34
10 marca 2012, 20:13Dla mnie ta matka jest piekna. Nie wiem,co ta babka ma w sobie ale oczu nie moge od niej oderwać .jakis magnetyzm? Kobiecosć? Nie ma tu tusza nic do rzeczy bo niektore chudzielce sa dla mnie wizualnie zwyczajnie nudne.
hefalump83
7 marca 2012, 18:44Jakie mądre te przemyślenia. Zgadzam się w 100%. Kanon piękności yo chyba nasze dość subiektywne odczucia :) Jeśli tak jest, że panie czują się dobrze ze swoją waga to szapo ba im za to, ale kilka kg mogłyby młodsze zgubic, bo przy mamie faktycznie trochę grubiej wyglądają. Pozdrawiam.
Bahna
7 marca 2012, 14:50a gdzież ten masaż? ja mam najlepszą masażystkę 350 km od trójmiasta niestety rzadko mogę być u niej, a tu szukam miejsca gdzie aż "zaboli", bo smyranie to w domu można mieć ;)
Trollik
7 marca 2012, 14:19podpisuje sie obiem rekami pod tym co piszesz :) pozdrawionka...ps jakby chciala poczuc sie naprawde kobieco to zapraszam do Austrii tu sie nikt nie przejmuje, ze sie cos wylewa albo wystaje...jest wiele pan postury pan G. i jakos z tym zyja
XXXJAXXX
7 marca 2012, 14:00..oj nie jesteś sama w swoich przemyśleniach-mogłabym się pod Twoimi wywodami podpisać obiema rę kami/koma??? ale tutaj na Vitali jest mase osób,które maja takie same dylematy.... my kobiety mamy takie własnie problemy,taka nasza natura...ale jak one nam czasami skutecznie zatruwają życie..no ale co zrobić-głowy nie zmienisz...chociaż czasami by się przydało. ....ja jak czasami mysle,że jestem beznadziejna to od razu przychodza mi na mysl osoby dotknięte przez los,bez rąk,nóg,niewidome itp....i mówię sobie-kobieto nie grzesz...bo Cię Pan Bóg kiedyś naprawde pokaże.... się rozpisałam.pozdrówki* a Panie G jak dla mnie sa otyłe i już...i jakos nie chce mi się wierzyć żeby nie marzyły o tym by byc szczuplejsze!