Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jestem córą marnotrawną...


...ale liczę, że mnie przyjmiecie do swego grona ponownie.

Powodów nieobecności było kilka:
- pochorowałam się żołądkowo (strucie? wirus?), byłam znów na przymusowej diecie (chudnięcie przestaje wtedy cieszyć) i z racji fatalnego samopoczucia nie siadałam w domu do komputera, tylko szłam spać - od tego się zaczęło
- potem straciłam wenę
- ogólenie też cierpiałam na popracowy komputerowstręt
- w końcu zaczęło  mi być wstyd, że tak długo nie pisałam i nie mogłam się zebrać
- oprócz tego przerażał mnie ogrom spraw i zdarzeń, którymi się chciałam z Wami podzielić
- a poza tym głupio mi było, że znów choram i znów o tym piszę (jak nie ból czachy to za przeproszeniem sraczka...)

Może to głupio zabrzmiało, ale prawda to szczera. Mea culpa, maxima culpa.

Chorowanie żołądkowe jest paskudne - niedobrze mi było od piątku (kiedy jest ostatni wpis) do środy, miałam gorączkę, różnorakie sensacje gastryczne i jadłowstręt. I szlag mnie trafiał, jak słyszałam "a może w ciąży jesteś" - taaaa.... Gorączka i (za przeproszeniem) sraczka to rzeczywiście jej objawy :) Daj boziu, żebym była!!! Mogę nawet "chorować" tak całą ciążę!!! Niestety, nic z tego.
Nie wiedzieć czemu, ale lepiej mi było, jak spożywałam alkohol (w ilościach mocno umiarkowanych rzecz jasna) - dziwne, ale działało, po kieliszku wina mdłości przechodziły :)

W pracy zaczyna mi się już powoli rzeź niewiniątek - przygotowania do zamknięcia roku we wszystkich spółkach, biegli rewidenci. No, a w czwartek będę mieć kontrolę z US z VATu - już się pani dzwoniła umówić :) Pierwsze siedzenie po godzinach zaliczyłam... Marcin zostaje u nas na stałe, od poniedziałku będzie mieć umowę o pracę na czas nieokreślony :) Fajnie, nie zostanę sama z czterema spółkami :):):) Niestety widzę u siebie syndrom kwoki - opornie mi idzie przekazywanie mu moich obowiązków. Lubię mieć wszystko "pod skrzydełkami", eeeeech.... W końcu "przecież nikt tego nie zrobi tak dobrze, jak ja sama", no nie? ;)

Reakcją niektórych ludzi na mój awans (dalej cieszę się jak gwizdek, hy hy hyyyyyy!!!!!) zawiodłam się okrutnie. Pod płaszczykiem gratulacji i radości usłyszałam (przeczytałam) "rady" i "ostrzeżenia". Ludzie potrafią być podli, zazdrośni i wstrętni. Albo po prostu głupi... Ale nic to - nie mam się co przejmować, zdecydowana większość przyjaciół i znajomych, o Rodzinie nie wspominając (rany, ale Tato był ze mnie dumny!!) po prostu się ucieszyła i gratulowała :) I na takich ludziach będę skupiać swoją uwagę, o!! :)

Poza tym to życie mi płynie z dnia na dzień -> praca-dom-rodzina-znajomi-kotki. Taki mnie trochę marazm dopadł, znów mam nieprzyjemne poczucie "zawieszenia", zupełnie bez sensu :) Dobra, nie marudzę. Już cicho, ciiii....
 
Nie, no mówiłam, że niemoc twórcza mnie dopadła - strasznie trudno jest "wrócić" i tak po prostu usiąść i napisać, co mi tam w duszy gra, yyyyy.....

Zwijam się kochani, trzeba chatkę ogarnąć i nacieszyć się WSzPM :)

Pozdrawiam sobotnio i obiecuję poprawę! :)

PS. www.nasza-klasa.pl mnie wciągnęła, zassała i nie chce wypluć :) Dziś "stuknęła" mi setka znajomych. Cudowne uczucie, kiedy spotykasz po latach przyjaciółkę z podstawówki albo koleżankę z podwórka, którą ostatni raz widziałaś w wieku 9 lat. Albo jak poznają (że w ogóle pamiętają!!) Cię osoby, których o to nie podejrzewałaś :)
A tak w ogóle to Gdynia jest wciąż Małą Rybacką Wioską - wszyscy się znają... :)

  • gudelowa

    gudelowa

    1 grudnia 2007, 12:08

    przepraszam i wiesz za co :| a teraz: cieszę się, że wróciłaś!!! i nadal się cieszę z tego Twojego awansu, normalnie dumna z Ciebie jestem!!!! pozdrów Mężowisko. buziaki ig

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.