...czyli moje rozważania - zupełnie oderwane od "tematów wiodących" - u pani psycholog.
Soł co można z nim zrobić? Wyjścia są dwa. No dobra, w sumie trzy:
Po pierwsze: zaakceptować. Tiaaaa... Już to widzę, że akceptuję miszelina... I pewnie jeszcze rzucam mu się na szyję przy każdym lustrzanym spotkaniu, jaaaasneee... :)
No dobra, to już wiemy, że pierwsze nie zadziała. Chyba, że po ebernastuu latach terapii, kiedy będę się akceptować i lubić i w ogóle wielbić i kwiaty nosić :P
Rozwiązanie drugie: ruszyć dupę i zacząć ćwiczyć. I połączyć z dietą. Byle racjonalną dietą, co w moim przypadku często egzaminu nie zdaje. Trudne - ale działa. Tyle, że dopiero po jakimś czasie widać efekty i trzeba posiadać dużą dozę samozaparcia. A6W? Hm, hm, hm...
Jest jeszcze trzecie rozwiązanie: odessać tłuszcz i kazać nim sobie wypełnić cycki :P Nie powiem - opcja najbardziej kusząca, jeno nieco kosztowna, bolesna i obarczona ryzykiem. Jednak sobie odpuszczę (tą opcją rozbawiłam na maksa panią psycholog :P)
Czyli - reasumując - pozostała opcja druga. Tylko do realizacji opcji nr 2 potrzebna mi jeszcze osoba, która zupełnie niezłośliwie i naprawdę nieświadomie ucieszy się, że jestem znów w ciąży. Wtedy "dostanę w ryj", pochlipię sobie w kąciku a po chwili pełna werwy i zapału ("ja wam jeszcze, qrka, pokażę!!!") ruszę na walkę z oponką ;)
A tak na marginesie - jestem na odwyku od chemicznych pysznościowców. Od dzisiaj. Nie dość, że doszłam do dwóch dziennie, to i tak kija działały. Brzuchol mi wystaje, bo to gazowane i cukrowe gówno (lightów nie tykam...), wahania nastroju objawiły się w pełnej krasie i aż mnie wystraszyły a i waga poszła w górę. Nie chcę tak! Chemicznego, raz na jakiś czas, z przyjemnością dziabnę. Ale nie codziennie. I nie po dwa. O! Poza tym wiem, że mi się uda - przecież rzucanie nałogu jest łatwe, mnóstwo razy to robiłam :D:D:D
Piszę publicznie, żeby motywacja była większa. No co - mi się nie uda? Mi? Jak nie mi, to komu?? ;)
Buziaki - jeszcze - sierpniowe!
Epestka
2 września 2011, 15:43można nim potańczyć. Ruszać ponętnie. Faceci na to lecą. Podobno.
maruda32
2 września 2011, 15:28czytałam Twój pamiętnik na długo za nim sama postanowiłam sama pisać , można powiedzieć, że stałaś się moją motywacją;-) trzymam kciuki za Ciebie , i za siebie trochę też;-) pozdrawiam
TazWarkoczem
30 sierpnia 2011, 19:11jestesmy zupelnie inne, TY - blondyna szczupła księgowa... ja - sama wiesz ;) w kazdym razie zupełnie inna.... ale problem z deklem mamy chyba ten sam :( Moze siłka w Klifie??? 99 zeta za abonament na miesiac?? Szukam bratniej duszy, coby isc sie zapisac i nie przestraszyc ;P
daryjka0410
30 sierpnia 2011, 18:56brzuch pociążowy niestety trzeba wyćwiczyć - wiem z doświadczenia - sama dieta niestety nie da rady. Też muszę się wziąć za ćwiczenia, oj ciężko, ciężko...
KalinaS
30 sierpnia 2011, 13:32wiem coś o brzuchu...waga niby już ok po ciąży ale brzuch został i wciągać trzeba przy każdej okazji, mnie teść ww weekend powiedział że chyba braciszek dla młodej będzie, nie ważne że on ma brzuch jak piłka lekarska!!!!cóż tylko ćwiczenia zostaja do których i ja zebrać się nie mogę.
Pola.56
29 sierpnia 2011, 22:16Uda się. Trzymam kciuki :-)
pojedyncza
29 sierpnia 2011, 21:31no mi wystaje coraz mniej....:-) zwiększa sie gdy jem bialy chleb , fasolę brokuły. a tak/...plasciuki. i.. no oczywisscie nic gazowanego nie tykam, i smazonego, i pikantnego. i już. jakie to proste prawda? hahaha
kilarka
29 sierpnia 2011, 21:18Dobrze, to mogę radośnie w sobotę oklepywać oponkę i cieszyć się nową przyszłościową dzidzią :D bo łaj not?;)
tyniulka
29 sierpnia 2011, 20:57Ja swoj brzuchol wciagam :DDD i nikt wtedy nie wie, ze on istnieje!
Koncowa
29 sierpnia 2011, 20:20ale czy Ty nie jesteś przypadkiem w ciąży? :D :D :D
kilarka
29 sierpnia 2011, 13:14to jak? Pogratulować w sobote radosnie trzeciej ciąży?;)
londadu
29 sierpnia 2011, 11:43wytwałości! no i powodzonka!!!:))
livebox
29 sierpnia 2011, 11:39Pewnie, że się uda. A jak się tobie uda, to może i mnie?:) Zatem potrzebuję motywacji w twojej osobie właśnie:)