...w połączeniu z (niedawno uświadomionymi) zaburzeniami odżywiania to coś, co ostatnimi czasy może nie spędza mi sen z powiek, ale nieco niepokoi. W jednym z pierwszych moich wpisów na V. (a dokładnie 13 czerwca 2007 r ;)) zdiagnozowałam samą siebie - że widzę siebie inaczej, niż reszta ludków. No wiecie, taki klasyk - ktoś mi mówi, że wyglądam fajnie a ja jedyne co widzę, to miszelina na brzuchu, ktoś mi mówi, że wyglądam źle, bo za chudo i jakbym była chora a ja myślę, że to farmazony jakieś, teraz jest PRAWIE dobrze. Zaburzenia odżywiania zaobserwowałam u siebie w sumie niedawno. Nie, inaczej - zaobserwowałam u siebie dawno, ale nie przyjmowałam do wiadomości, że coś nie tak - no wiecie: "bulimii nigdy mieć nie będę, bo nie potrafię zwymiotować sama z siebie" (naprawdę nie umiem sprowokować wymiotów, nawet gdy mi na maksa niedobrze), "anoreksja? a w życiu, za bardzo lubię jeść! a poza tym jestem za stara na anoreksję", "kompulsów w życiu nie miałam i nie mam pojęcia, jak się wtedy człowiek czuje" i takie tam. Niefortunny (a może właśnie fortunny?) splot okoliczności pokazał mi, jak bardzo się mylę i jak bardzo chore i pokręcone mam myśli w głowie. Jak bardzo rzeczywistość odbiega od tego, co sobie w czaszce roję. Chora byłam - pisałam w poprzednim poście - grypa żołądkowa mnie dopadła, myślałam, że zejdę z tego świata nie doczekawszy wnuków ;) Dni od zeszłego poniedziałku do zeszłego czwartku zlewają mi się w jeden i prawdę powiedziawszy niewiele z nich pamiętam - wiem, że była u mnie Mamusia, Teściówka, że Maciek jeden dzień pracował zdalnie - ale tak naprawdę umiejscowić ludzi w czasie i mieć pewność co do sekwencji zdarzeń nie jestem w stanie. Naprawdę się pochorowałam, koszmar jakiś. Zaczęłam do siebie dochodzić w okolicach zeszłego piątku. Dochodzić do siebie - to znaczy temperatura unormowała mi się w okolicach 37,7 (a nie skakała od 39,6 do 35,5) i wyprowadziłam się z kibelka ;) Stanęłam na wagę rano w zeszły piątek (dzień ważenia) i stwierdziłam, że schudłam w tydzień 2,5 kg (z 56,9 kg na 54,4 kg) i że osiągnęłam cel w odchudzaniu. "Chociaż jakiś plus, hu-hu!". Po czym spojrzałam w lustro i zobaczyłam grubą babę...
Przeraziłam się, nie powiem - zobaczyłam kobietę z wielkimi i podkrążonymi gałami, zapadniętymi policzkami, wielkim bebzonem kończącym swój zwis w okolicach kolan i z długimi i cienkimi cyckami, na których z powodzeniem mogłabym się powiesić. Zamknęłam oczy, policzyłam do dziesięciu i zanim je ponownie otworzyłam zarejestrowałam w czaszce gonitwę myśli: "54,4 kg to malutko! osiągnęłam cel! co się dzieje? czemu jestem dalej gruba?". I wtedy mnie olśniło - nie jestem gruba a potrzebuję pomocy. Całe szczęście, że mam 34 lata a nie - dajmy na to - 17, bo gdybym była młodsza to chyba wyskoczyłabym oknem. Dostałam namiary na panią psycholog zajmującą się przypadkami tego rodzaju zaburzeń i teraz zbieram siły, żeby się do niej umówić. Bo oczywiście już mi się włączyło w głowie, że skoro wiem, w czym tkwi problem, to połowa sukcesu i dam sobie radę. Zaczęłam też jeść w miarę normalnie i staram się nie mieć poczucia winy z tego powodu (bo przy odchudzaniu jadłam mniej, niż zalecała dietetyk V., zdarzały się dni z 400 kcal na cały dzień), staram się nie analizować każdego kęsa - ale i tak różnie to bywa. Ale zaczęłam jeść, to najważniejsze. Ciekawam, jak zareaguje na to moje ciało - boję się, że zdążyłam już rozregulować sobie metabolizm i teraz będzie jo-jo :| Tabletki odchudzające żrę dalej tłumacząc się sama przed sobą, że drogie były, że nie mogę odstawić z dnia na dzień, że "bla-bla-bla". Panicznie boję się, że przytyję, Kochani. I wiem, że naprawdę czas na odwiedzenie specjalisty, ale dalej zwlekam.
Napisałam to wszystko i nieco mi lepiej. I gorzej jednocześnie. Lepiej, bo wyrzuciłam to z siebie. Gorzej, bo uświadomiłam sobie, jak bardzo jest nie halo i trochę wstyd, że tak na forum to obwieszczam. I zastanawiam się, czy w ogóle publikować ten wpis...
A co tam, najwyżej mnie V. zablokuje albo dostanę w ryj komentarzami. Trudno. Ku przestrodze dla Was to piszę, Kochani, że w każdym wieku może w głowie się cosik poprzestawiać. I dla siebie, żeby mieć czarno na białym.
Wrócę tutaj, bo bardzo lubię V. i brakuje mi Was, gdy znikam na czas jakiś. Ale nie wiem kiedy - może już jutro a może zrobię sobie przerwę. Trzymajcie za mnie kciuki, Kochani :)
lunastar
2 lipca 2011, 16:23w koncu cos madrego.wlasnie przeczytalam wpis z pierwsej strony,wychudzona 15 latka(170cm wzrostu i 48kg) prezentuje swoje zdjecia, a pod spodem same achyochy i westchnienia zazdrosci.ja mam 31lat,175cm i 55kg.jako nastolatka wazylam ze 20kg wiecej.nie wygladam zle, ale czasem glupio sie czuje, jak na zakupach najlepej wygladam w rozmiarze dla nastolaki.
laskotka7
2 lipca 2011, 10:29twój wpis jest dobrym wstępem do rozpoczęcia kuracji u psychologa. niestety tak jak napisały już dziewczyny, tak długo jeteśmy w naszych głowach "grubaskami" że gdy zaczynamy chudnąć to nadal uważamy się za zbyt grube. nasze oczy i mózg nie nadąrzają za ciałem. dodatkowo ja np. mam wrażenie co jakiś cas że chudnę za wolno - chociaż jestem po odpieką dietetyczki i chudnę ok 1 kg tygodniowo-czyli książkowoiw sumie spadek cały czas jest taki sam. ja też przy następnej wizycie chyba musze pogadać z moją diet. czasem patrzę na siebie i widzę laskę która schudła 2-3 rozmiary (albo i lepiej bo sama już nie wiem) a innym razem znowu widzę kobitę z wielkim brzuchem w rozmiarze 44-46. :/ zresztą zawsze gdy zjem w ciagu dnia więcej (mam na myśli wagowo) i mój brzuch robi się większy to mam wrażenie że wszystko wróciło i nie widzę tych zgubiobych 14cm w pasie tylko znowu tego tłuściocha :/
Cailina
2 lipca 2011, 10:00w walce z choroba!
zoykaa
2 lipca 2011, 00:58bardzo piekny i madry wpis.Zycze powodzenia we wszystkim co robisz i duzo zdrowia:)pozdrawiam Zoyka
Koncowa
2 lipca 2011, 00:02każdy na swój sposób odbiega od normy. Mam też swojego psychotrolla w głowie. No a tak w ogóle to bardzo szkoda, że nie widzisz siebie tak dobrze, jak widzę Cię ja moja drobna śliczna blondyneczko ...
monicha1707
1 lipca 2011, 23:55Ciesze sie, że wyrzuciłaś z siebie taki ciężar bo zapewne taki byl. I rozumiem, bo ja nawet w zeszłym roku kiedy ważyłam 57 i już wygladałam chudawo cały czas miałam wrazenie, że za dużo od 77kg się nie zmieniło-a to przecież niemożliwe... Jak przytylam to się akceptowałam, ale kiedy waga przekroczyła 65kg znowu wariuję... Mam nadzieję, że poradzisz sobie ze swoim problemem bo naprawde fajna z Ciebie babka :)Buźka
aniulciab
1 lipca 2011, 21:18trzymam i świetnie rozumiem :/
jacobsgold1984
1 lipca 2011, 21:03kochana nie obraz sie, ale wydaje mi sie, ze na to co opisujesz, pomoc psychologa to za malo!!!mysle, ze nalezy Ci sie konkretna terapia psychiatryczna i farmakologiczna!jestes madra i piekna kobieta!!!ratuj sie, poki nie jest za pozno!!!trzymaj sie i czym predzej do lekarza!!!
KaSia1910
1 lipca 2011, 20:07Chyba jesteś klasykiem gatunku, myślę, że transformacja w głowie nie nadąża za transformacją w ciele. takie objawy mają chyba wszystkie osoby, które dochodzą do wymarzonej wagi. Stają się sczuplinami z duszą grubaska, pozdrawiam serdecznie
kilarka
1 lipca 2011, 17:36No w końcu piszesz jak człowiek. Jak to dobrze, że przejrzałaś na oczy. To teraz biegusiem po wsparcie psychologa :*
pojedyncza
1 lipca 2011, 16:50ale nigdy nam sie to nie uda. ani mnie ani Tobie. ja waze 57 po urlopie z P ...no i zla jestem na siebie. a to tylko 2 kg!!!! a w lustrze gruba baba..... powodzenia. zauwazyc problem to duzo. teraz jeszcze wiecej przezd Toba. ale dasz rade!
albee
1 lipca 2011, 16:10skoro masz już namiar na babkę to nie zwlekaj, trzymam za ciebie kciuki, kochana!
bochenek
1 lipca 2011, 15:23dzielnie:)
vitafit1985
1 lipca 2011, 14:52To raczej normalny problem. Nie sądzę, by wiek miał coś do rzeczy w tej sprawie. Młodsi i starsi miewają takie problemy.
Trollik
1 lipca 2011, 14:25trzymam kciuki za Ciebie i życzę oby jak najszybciej Ci się wszystko w główce ułożyło, półeczka po półeczce a jak trzeba to drabinę podam...pozdrowionka
queenobscene
1 lipca 2011, 14:18Mam 21 lat...Od ok 5-6 lat cierpie na zaburzenia odzywiania i czuje to co Ty. Mysałam, ze to z wiekiem przechodzi...ale widze ze jest coraz gorzej.... To własnie teraz coraz bardziej negatywnie na siebie patzre. Twój przykłąd pokazuje mi że jezeli sie nie opamiętam, to czeka mnie ta ciagła, codzienna walka nastepne 10 lat....;( Nie wiem co mam juz robić....rozbic lustra? isc do psychiatry? olac sienbie i swoja figure? zaakceptowac? zapuścic sie? Nie daje rady....;/
livebox
1 lipca 2011, 14:15Jesteś pewna, że to nie anoreksja?Nie ma znaczenia w jakim jesteś wieku,choć sam wiek ma znaczenie na przebieg choroby.
livebox
1 lipca 2011, 14:13Nie jednej z nas przydałby się taki specjalista. Kobiety nie potrafią oceniać samych siebie. To choroba, która dotyka tutaj co drugą Vitalijkę.