...trochu narowiste, nieco szalone - ale jak się odpowiednio podejdzie, to posłuszne. Jeździłam w końcu wczoraj, pierwszy raz od dzieciństwa*** . Nie wiem, czy pisałam tutaj, chyba nie, bo to było podczas mojej dwumiesięcznej dziury - kupiliśmy z Maćkiem bicykle. Gajol premię jakąś dostał i wydaliśmy tę kasę zupełnie nierozsądnie, bardzo spontanicznie i niemal w całości ;) Na usprawiedliwienie dodam, że byłam wtedy chora, miałam gorączkę (ale za to nie miałam głosu ;)), katar mnie zatkał dokumentnie, odciął dopływ tlenu do mózgu i dlatego miałam kłopoty z myśleniem i racjonalnym podejmowaniem decyzji ;) A poważnie - mam świetny rower (z koszyczkiem z przodu.... muszę sobie jeszcze kapelusz słomkowy sprawić i w koszyczku kfijatki wozić :P), nie wywróciłam się ani razu, raz się poślizgnęłam na piachu i uczę się zmieniać przerzutki :) Maciej na swoim jeździ i bardzo sobie chwali. Siodełko dla Zochacza mamy zdobyczne, ale "nie dziaua, jak czeba" - musimy chyba z rowerem WSzPM podjechać do sklepu i przymierzyć konkretne. I od razu zamontować. Ja się Zosieńki nie odważę wozić, najpierw sama muszę ujarzmić Rowera. Poza tym - u mnie jest zamontowany koszyczek ;) Zakwasy lekkie mam - nie wiem, czy bardziej bo charczącym truchcie, czy po wczorajszej rowerowej wyprawie do sklepu. Ale delikatne zakwasy, miało być gorzej ;) A tak w ogóle to zakwasy lubię mieć, ot co :)
Zosieńka nam wczoraj numer wycięła elegancki. I strachu napędziła, co niemiara... Zostawiłam dziecię w klockach, przy włączonym Baby TV i poszłam sprawdzać, jak bardzo kaloryczne są kiszone ogórki*** Sprawdzanie kaloryczności kiszonych ogórków zajmuje mniej czasu, niż napisanie tego zdania na V. :) Maciek w tym czasie rozmawiał przez komórkę. I nagle się okazało, że nie ma dziecka. No nie ma, nigdzie. W łazience, salonie, kotłowni, garażu, komputerowni, wiatrołapie, kuchni, nawet w szafie pod schodami*** Na dworze? Nie ma. Jezusicku, zgubiliśmy dziecko! Przez głowę przemknęły mi straszliwe wizje włącznie z tą, że ktoś wlazł po cichu do chaty i porwał brzdąca. Poleciałam na górę - chociaż nie wierzyłam, że Zosia samiuteńka po schodach by weszła. Ładnie wchodzi, trzymając się szczebelek (ominęła etap wchodzenia na czworakach po schodach - włazi od razu na nóżkach :)) - ale zawsze z asekuracją. I nieprzesadnie zainteresowana jest schodami, albo sobie jest u góry albo na dole. Ale poleciałam i sprawdzam - "pokój Bolka", łazienka kotów, pokój Zosi, garderoba, sypialnia - pusto. Nie licząc Antka i Mietka rozwalonych na łóżku w sypialni. Ale nie kotów przecież szukam! Wpadam do naszej łazienki i co widzę? Przeszczęśliwe dziecię siedzące w misce pełnej wody z Vanishem a obok niej piętrzy się stosik mokrych ciuchów, które z miski wywlokła, żeby sobie w niej usiąść. Podłoga łazienki w połowie zalana. Zocha uchachana. Ja na miękkich nogach. Porwałam Zochę i wrzuciłam ją do wanny, żeby Vanish z niej zmyć - dobrze, ze niechlorowane toto, bo bym miała wybielone dziecko... Jak wytłumaczyć niespełna dwuletniemu dziecku, że samej po schodkach to "y-y-y-y"? :) Barierkę zakładamy, jakoś na dniach, żeby nam się niechcący nie sturlała ze schodów :)
A dzisiaj po robocie Maciek jedzie z Zochaczem na basen a ja - w tym samym przybytku Aquaparkiem zwanym, w tym samym czasie nawet - będę pocić się na sałenkach, kąpieli zażywać w basenach i brązowieć na solarium. Taki mam plan i wielką nadzieję, że mi się uda go zrealizować :)
Wracam do papierzysk :) Chociaż nie wiem, czy jest sens, bo nam serwer zasnął i ani wydruków ani FK, ani Excela... No, ale do pracy, Rodacy :)
Buziaki piątkowe :)
PS. A waga od wczoraj w górę... Chyba po popołudniowym arbuzie, bo naprawdę jestem grzeczna!
_________________________________________________
***Nie liczę mojej Przygody Z Krzaczorami w Łyśniewie, kiedy wsiadłam na jakiegoś obcego rowera i mnie złośliwie zrzucił z siodełka w krzadyle właśnie. Winnam się cieszyć, że nie do jeziora - blisko miał ;)
***Zbroiłam TAKĄ zupę ogórkową, że mózg mi uszami wypłyną :):):)
***Tam wlazła później i nie mogła otworzyć drzwi, żeby wyjść. Ale dobrze się jej tam siedziało, lubi szafy - po Mamusi ;)
TazWarkoczem
18 czerwca 2010, 21:40ostatnio mi spadł na ulicy bo zamek wylata ;) po dwóch latach... uwielbiam TWoje wpisy i chocby dlatego chcę spróbować dotrzeć na Chwarzno w niedzielę pobiegać ... hmmm jesli płucek nie wypluję po 10 metrach i jesli mnie weżmiecie ;(((
kilarka2
18 czerwca 2010, 19:20nie doceniasz matka swojego dziecka :D dobrze, że tak to się skończyło :)
livebox
18 czerwca 2010, 18:47Ja to bym dopiero miała problem, gdzie szukać Lilianki, gdyby mi tak zniknęla. Wszak mieszkam na 31m2:):):)!!!!!!Rower uwielbiam i gdybym miala przeżyć młodość jeszcze raz, zrobiłabym wszystko, żeby zawodowo zajmowac się kolarstwem górskim. Ale póki co mam górski rower:)
juniperuska
18 czerwca 2010, 18:32takiego stracha napędzić... Ale za to jaką kąpiel sobie zafundowała hehehehe Buziaki <img src="http://www.ekartki.pl/cards_files/31/31745_haveaniceday.gif">
Pigletek
18 czerwca 2010, 18:16nie wiem jak to się... tego... ten ... stało, że ja do ciebie ostatnio nie zaglądałam!!!!!!!! Olaboga! Muszę nadrobić. P.S. Dziecię boskie! :D
oszqrde
18 czerwca 2010, 13:16a to nicpoń mały. może czuła się nieświeżo czy jak. a zakwasy to też kocham.
delicja78
18 czerwca 2010, 12:15ach ja też poluję właśnie na wiklinowe cudeńko na kierownicę i będę śmigać na pikniki ,rwać kwiatki na łące,albo może nauczę kota jeździć w koszyku;)