...tak wynika z moich dotychczasowych doświadczeń ;) Żyję, żyję, ale co przeszłam, to moje!
- przebieranie mokrutkich ciuchów dwukrotnie w ciągu nocy - zaliczone
- 38,9 stopni w cieniu (bo w nocy) - zaliczone
- tytułowe charczenie i plucie płuckiem - zaliczone
- częściowa utrata głosu i gęganie połączone z seksownym altem - zaliczone
- zapchane wszelkie otwory głowne - uszy, nos, gardło i oczy - zaliczone
- cichutkie jęki, że "chcę umrzeć" - zaliczone
Dawno nie byłam tak chora. Mam wrażenie, że zapaliło mi się wszystko - od zatok przez gardło i krtań, po oskrzela. Pomaleńku się zbieram, już nie gorączkuję, ale słabam, jak kurczak. Zosieńka - na całe szczęście aż tak nie chorowała - też ma się już lepiej :)
W ramach qjonowatości, "że co? ja nie dam rady?" oraz "firma beze mnie padnie" poszłam dzisiaj na chwilę do pracy. Chwila zamieniła się w cztery godziny a ja odkryłam, że mam coś wspólnego z drążkiem holowniczym. Głupiam, jak ów wspomniany przed chwilą drążek No, ale uratowałam firmę - NA PEWNO beze mnie by padła ;) Jutro i pojutrze nie idę, chrzanię. Mam jeszcze dwa dni opieki nad dzieckiem - pochoruję sobie trochę, pobawię się z Zosiakiem i dojdę powoli do siebie.
Mój Monsz napalił się na rowery. Hmmm... Można pomyśleć, pewnie. Tylko mam problem - nie potrafię jeździć :) Jako dzieciak jeździłam, a i pewnie (pamiętacie Wigry 3 ? :):):)), ale co z tego? Naprawdę można zapomnieć, jak się to robi - moje ostatnie próby jazdy na rowerze zaowocowały dosyć bolesnym spotkaniem z krzaczorami*** :) No nic to - jeżeli się zdecydujemy, to będę dzielnie donosić z frontu, jak mi idzie. Tudzież jedzie ;) Na razie Maciek ma obiecany*** fotelik dla Zosieńki :D
Ćwiczenia brzuchowe - zerowe. Jeno ogólnie "się kręcę". Ale się Księżycówki poprawię, promis. Tylko niechże przestanę charczeć płuckiem ;)
Buziaki poniedziałkowe :)
PS. Na budowie naprzeciwko (dwie - nico stodołowate, ale ładne - kamienice ) robią panowie porządki. Pięknie będzie, już jest. Tylko się zastanawiam resztką świadomości - po kij im tam chodniczek, skoro i tak nie mamy ulicy... ;)
_________________________________________________________________________
***Jakiś czas temu pisałam o tym :)
***Od kolegi z pracy, po jego dzieciakach, bo już wyrosły :P
nussell
19 kwietnia 2010, 21:09Gdzie się znowu schowałaś - wracaj prędziutko.
primose
4 kwietnia 2010, 09:39<img src="http://img204.imageshack.us/img204/8117/easterwr.gif">
Koncowa
3 kwietnia 2010, 17:50nie masz jeszcze wpisu w kwietniu, no no no....
kilarka2
1 kwietnia 2010, 21:13no mówiłam, że wrócę :) :*
Pigletek
1 kwietnia 2010, 17:10Ja też tak robiłam. Przez 10 lat i widzisz jak to się skończyło! Taka wdzięczność. Tylko pracownicy będą może za mną tęsknić. Bo szefu nie!
nussell
31 marca 2010, 21:20Wracaj do zdrowia szybciutko
gachew
30 marca 2010, 11:52Wieśka...I czasem pozwól sobie na odrobine luksusu i mysl tylko o sobie i swoich najbliższych... A jak nie załapiesz o co chodzi z tym pedałowaniem, to możesz na stacjonarny wskoczyć, poćwiczyć i obiecuję Ci -na pewno nie zedrzesz kolanka ;) Zdrówka, pozdrawiam :)
aneczka102
30 marca 2010, 09:28Dobrze, że ze zdrowiem idzie ku dobremu!! A na rowery daj się namówić - to super pomysł na rodzinne popołudnia!!
vitafit1985
30 marca 2010, 08:53Na pewno sobie przypomnisz. A takie rodzinne, rowerowe wycieczki to świetna sprawa:)
IdaSierpniowa1982
30 marca 2010, 08:06Biedna... Ale zbieraj sie do kupy bo lada moment i święta i wiosna :) A rower?? No co TY!! Ja 13 lat nie jezdziłam i jak wskoczylam to śmigam po lasach :) Tego NIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ!!!! Poćwiczysz i Ci wróci :D
SEREMKA
29 marca 2010, 22:07to teraz odpocznij troche bohaterko...
Epestka
29 marca 2010, 19:20że mozna zapomnieć. Znam takich co nie są w stanie się nauczyć, ale zapomnieć? Taka teraz moda z chodnikami- u nas też chodnik jest , a ulicy brak. Ma być jak polożą wodociąg. Kiedyś.
livebox
29 marca 2010, 17:58Pierwszy mój rower nazywał się pinokio, dostałam go na Gwiazdkę,gdy miałam 5 lat. Jeden upadek na tyłek i odechciało mi się rowerowania. Po raz kolejny wsiadłam na Wigry 3, gdy miałam 7 lat. Wszystkie koleżanki umiały jexdzić, a ja nie chciałam byc gorsza. Naukę bez dwóch kółek po bokach prowadziłam pod okiem mamy na polnej ścieżce (oszczędziłam sobie tym samym stwierdzeń:taka duża, a dopiero uczy się jeździć). Od momentu gdy chwyciłam pedałowanie, jeżdżę w kazdej wolnej chwili. Nie ma nic przyjemnijszego niż rodzinna wycieczka rowerowa.
Nattina
29 marca 2010, 17:12fajna rzecz, przypomnisz sobie!
aganarczu
29 marca 2010, 16:50heheheh moze ulice za jakis czas Wam zrobia :-)
JaiJa
29 marca 2010, 16:49:)